Po fali krytyki, jaka spływa od kilku miesięcy na byłego unijnego komisarza, Frans Timmermans, obecnie poseł holenderskiego parlamentu, zrezygnował z brukselskiej odprawy - "dodatku przejściowego". Według ustaleń mediów, Holender miał inkasować co miesiąc 15 tysięcy euro.
Latem 2023 r. dobrze znany polskiej opinii publicznej wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, Frans Timmermans, zdecydował się opuścić Brukselę i stanąć do walki w wyborach parlamentarnych w Holandii.
Timmermans sprawował pieczę nad wdrażaniem tzw. Europejskiego Zielonego Ładu.
Holenderskie media od razu zwróciły uwagę na to, że Timmermans, jako eks-komisarz, będzie otrzymywał sowity "dodatek przejściowy" z brukselskiej kasy. "De Telegraaf" wprost napisał, że lewicowy polityk będzie finansował krajową kampanię za pieniądze europejskiego podatnika. "Dodatek przejściowy" przysługuje przez dwa lata, a jego wysokość w przypadku Timmermansa miała wynieść kilkanaście tysięcy euro miesięcznie. Polityk nie odniósł się wówczas do medialnej krytyki.
W listopadowych wyborach do holenderskiego parlamentu, koalicja Partii Pracy i Zielonych, na czele której stał Timmermans, uzyskała drugi wynik, a sam były komisarz bez problemu zdobył mandat deputowanego do Tweede Kamer.
To jeszcze bardziej wzmogło krytykę ze strony mediów i politycznych przeciwników.
"De Telegraaf" informuje dzisiaj, że Frans Timmermans zrezygnował ostatecznie z brukselskiej odprawy, która wynosiła 15 tys. euro miesięcznie. Ostatni raz pieniądze te miał pobrać w grudniu 2023 r.