Koncentracja rosyjskich wojsk przy granicach z Ukrainą jest największą taką mobilizacją od dekad - powiedziała ambasador USA Linda Thomas-Greenfield podczas debaty w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Dodała, że działania Rosji "uderzają w serce Karty Narodów Zjednoczonych" i zagrażają całemu porządkowi międzynarodowemu.
Dyplomatka stwierdziła, że USA mają informacje wskazujące, że Rosja ma ponad 100 tys. żołnierzy przy granicach z Ukrainą i zamierza rozmieścić ok. 30 tys. żołnierzy na Białorusi. Dodała, że towarzyszą temu agresywne żądania Rosji, rozprzestrzenianie dezinformacji i propaganda przedstawiająca Ukrainę i Zachód jako agresora.
- Jeśli Rosja ponownie napadnie Ukrainę, nikt z nas nie będzie mógł powiedzieć, że tego nie przewidział. A konsekwencje będą przerażające
- powiedziała Thomas-Greenfield. Dodała, że jeśli Rosja nie skorzysta z dyplomatycznego sposobu rozwiązania sporu, "świat będzie wiedział, dlaczego i kto jest za to odpowiedzialny".
- Działania Rosji wokół Ukrainy nie są rutynowym rozmieszczeniem wojsk, ale największą taką operacją w Europie od wielu dekad
- powiedział z kolei zastępca ambasadora Wielkiej Brytanii James Kariuki. Jak ocenił, w najlepszym razie ruchy te są destabilizujące, a w najgorszym zakończą się nową inwazją.
Na dziś z inicjatywy USA zostało zwołane posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ, poświęcone zagrożeniu ze strony Rosji w stosunku do Ukrainy.
Pod koniec ubiegłego roku Rosja sformułowała szereg żądań wobec USA i NATO, nazywając je propozycjami w sprawie gwarancji bezpieczeństwa. Rosja domaga się prawnych gwarancji nierozszerzenia NATO m.in. o Ukrainę; kraje Sojuszu wykluczyły już spełnienie tego postulatu. W przypadku niezrealizowania żądań Moskwa zapowiada kroki, w tym militarne, chociaż nie precyzuje, jakie mogłyby to być działania.
Ukraina i państwa zachodnie uważają, że skoncentrowanie żołnierzy przy ukraińskiej granicy przez Rosję ma służyć wywarciu presji na Kijów i wspierające go stolice. Eksperci wojskowi oraz zachodnie rządy mówią o realnej groźbie rosyjskiej agresji.