Przetrzymywany w białoruskim areszcie Andrzej Poczobut choruje na COVID-19, a jego żona wskazuje, że mąż "opada z sił i czuje się słabo" i nie może liczyć na właściwą pomoc medyczną. - Chodzi o zdrowie, a być może także o życie człowieka. W takiej sytuacji trzeba wykorzystać wszystkie możliwości, które są dostępne stronie polskiej. My, jako Związek Polaków na Białorusi, możemy tylko apelować do władz, instytucji, które posiadają właściwe instrumenty - mówi w rozmowie z portalem niezalezna.pl Andrzej Pisalnik, sekretarz Związku Polaków na Białorusi.
Andrzej Poczobut, działacz Związku Polaków na Białorusi, przetrzymywany od marca 2021 r. w areszcie w Żodzinie więzień polityczny, zachorował na COVID-19. Taką informację w ubiegłym tygodniu przekazało Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy, powołując się na "wycieki" od współosadzonych.
Żona Andrzeja Poczobuta, Oksana, mówiła w ubiegły czwartek w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że jej mąż ma problemy z sercem i musi regularnie przyjmować leki. W rozmowie z portalem kresy24.pl stwierdziła we wtorek, że w związku z chorobą koronawirusową mąż "czuje się słabo, kaszle i opada z sił".
Kobieta podkreśla, że Andrzej Poczobut powinien być jak najszybciej hospitalizowany, a w areszcie w Żodzinie nie ma ambulatorium ani sali chorych. Dodaje, że administracja aresztu zezwoliła Andrzejowi Poczobutowi "wyjątkowo" skorzystać z pryczy przez dwie godziny w ciągu dnia, a przez pozostały czas musi on stać lub chodzić po celi, tak jak inni aresztanci.
W rozmowie z portalem niezalezna.pl Andrzej Pisalnik, sekretarz Związku Polaków na Białorusi, zaznaczył, że podczas ostatniego spotkania z adwokatem, Andrzej Poczobut "wytrzymał ledwo pół godziny".
- Sytuacja wygląda niedobrze i jest naprawdę niepokojąca. Należy podejmować kroki, przekonywać, apelować do administracji więziennej, by Andrzej Poczobut został przeniesiony do szpitala, by opieka dla niego była lepsza. W celi są współwięźniowie, ale oni nie są lekarzami i nie mogą mu ani pomóc, ani rzetelnie zdiagnozować jego objawów. Chodzi o to, by można było mu w porę pomóc, gdy jego stan się zaostrzy. Jeśli potrzebowałby respiratora, żeby można byłoby go pod niego podłączyć
- mówi nam Andrzej Pisalnik.
Sekretarz ZPB wskazał, że strona polska powinna podjąć stosowne działania.
- Chodzi o zdrowie, a być może także o życie człowieka. W takiej sytuacji trzeba wykorzystać wszystkie możliwości, które są dostępne stronie polskiej. My, jako Związek Polaków na Białorusi, możemy tylko apelować do władz, instytucji, które posiadają właściwe instrumenty
- powiedział.
Andrzej Pisalnik wskazał na liczne apele ZPB o uwolnienie wszystkich przetrzymywanych przez reżim przedstawicieli mniejszości polskiej na Białorusi.
W marcu 2021 r. białoruskie służby zatrzymały Andżelikę Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi, działaczy ZPB: Irenę Biernacką, Marię Tiszkowską, Andrzeja Poczobuta oraz nauczycielkę z Brześcia, Annę Paniszewą. Wobec wszystkich wszczęto postępowanie z art. 130 białoruskiego kodeksu karnego, który mówi ""celowych działaniach, mających na celu podżeganie do wrogości na tle rasowym, narodowościowym, religijnym lub innym socjalnym", który zagrożony jest karą do 12 lat więzienia.
2 czerwca polskie MSZ poinformowało, że Biernacka, Tiszkowska i Paniszewa zostały wypuszczone z aresztu i wywiezione do Polski. Kobiety nie mogą wrócić na Białoruś. Zarzutów wobec nich nie umorzono. Zarówno Andżelika Borys, jak i Andrzej Poczobut, pozostają w białoruskich aresztach. Oksana Poczobut poinformowała niedawno, że jej mąż pisał w liście o "propozycji, na którą się nie zgodził". Prawdopodobnie chodziło o możliwość opuszczenia aresztu w zamian za wyjazd z Białorusi. Oksana Poczobut określiła to mianem "podróży w jedną stronę".
Kobieta przekazała, że w areszcie Poczobut został uznany za "więźnia skłonnego do ekstremizmu i czynów destruktywnych". Dodała, że taki sam może być status Andżeliki Borys.