Wojna Izraela z Hamasem wybuchła w czasie, gdy Teheran i Moskwa próbują wypchnąć z Syrii siły amerykańskie. Trudno to uznać za przypadek, biorąc pod uwagę związki Moskwy z Palestyńczykami i irańskie możliwości wykorzystania tzw. Osi Oporu na Bliskim Wschodzie - pisze Antoni Rybczyński w "Gazecie Polskiej".
Nie ma dowodów na to, że Rosja bezpośrednio zaangażowała się w rozpętanie wojny w Strefie Gazy. Ale długoletnia polityka Moskwy w regionie i ostatnio zacieśnianie sojuszu rosyjsko-irańskiego wskazują, że Kreml dał wolną rękę ajatollahom, by pomogli rozpętać wojnę w regionie. Co wpisuje się w strategię współpracy z Iranem w celu usunięcia Amerykanów z Syrii.
Rosja i Iran od co najmniej kilku miesięcy współpracowały, żeby wypchnąć Amerykanów z tej części Syrii, która jest kontrolowana przez sprzymierzonych z USA Kurdów.
Były doniesienia o spotkaniach reprezentantów Rosji i Iranu, o dogadywaniu detali choćby bombowych ataków na Amerykanów. Wybuch wojny Izraela z Hamasem otwiera drogę do zaostrzenia wojny w Syrii.
Uderzenie na cele amerykańskie w tym kraju i w Iraku tylko to potwierdza. 19 października dwa drony zaatakowały bazę al-Tanf w Syrii, w której również są amerykańscy żołnierze. Garnizon ulokowany jest na ważnym szlaku często wykorzystywanym do dostarczania irańskiej broni dla Hezbollahu w Libanie. Doszło też do ataku dronów na położone na wschodzie Syrii, przy granicy z Irakiem, instalacje naftowe firmy Conoco, przy których stacjonują amerykańscy żołnierze. To ten region, gdzie w 2018 roku wagnerowcy zaatakowali pozycje kurdyjsko-amerykańskie. Zaraz potem 19 października był atak na bazę Ain al-Asad na zachodzie Iraku, w której stacjonują zagraniczne kontyngenty wojska, w tym siły USA. Baza została zaatakowana rakietami i dronami. Rzecznik wspieranej przez Iran irackiej milicji Kataib Hezbollah powiedział, że Stany Zjednoczone są „istotnym partnerem w zabijaniu” mieszkańców Gazy i muszą ponieść konsekwencje.
Iran wyraźnie postanowił dolać benzyny do ogniska. Stąd nie tylko ataki jego sojuszników w Syrii i Iraku, ale też w Libanie, a również akcja sprzymierzeńców z rebelianckiej jemeńskiej formacji Huti. Okręt wojenny USS Carney przechwycił na północy Morza Czerwonego, w pobliżu Jemenu, „liczne pociski rakietowe i drony”. Nie jest jasne, co miało być ich celem, ale prawdopodobnie był to Izrael – poinformował rzecznik Pentagonu.
W miarę nasilania się walk między Hamasem a Izraelem Iran coraz głośniej mówi o perspektywie otwarcia kolejnych frontów. Jeden to ewentualne ataki rakietowe z Jemenu, organizowane przez sprzymierzonych z Teheranem rebeliantów Huti. Drugi to atakowanie sił amerykańskich w Iraku i Syrii przez formacje szyickie lojalne wobec Iranu. Trzeci, najgroźniejszy potencjalny front, to ataki na Izrael spoza granicy Libanu i Syrii. Wspierana przez Iran szyicka milicja z Iraku pod nazwą Asaib Ahl al Haq rozmieściła swych bojowników na granicy Libanu z Izraelem. Podobnie dzieje się na granicy syryjsko-izraelskiej, gdzie pojawili się bojownicy kontrolowanych przez Iran szyickich formacji Fatemiyoun (złożona z Afgańczyków) i Zeynabiyoun (złożona z Pakistańczyków). Dyslokację tych oddziałów koordynuje przebywający w Syrii dowódca Sił Quds IRGC, generał brygady Esmail Ghaani.
Tak zwana Oś Oporu służy celom Iranu, ale może mieć duży wpływ na przebieg obecnej wojny. Udoskonalana przez Teheran przez ostatnie cztery dekady luźna sieć grup bojowników i sprzymierzonych aktorów państwowych, którzy odgrywają ważną rolę w strategii Iranu polegającej na przeciwstawianiu się Zachodowi, arabskim wrogom i przede wszystkim Izraelowi, ma teraz do odegrania ważną rolę. Zdaniem ekspertów jest to strategia, która sięga czasów poprzedzających rewolucję islamską w 1979 roku, ale została udoskonalona przez Siły Quds, elitarne zagraniczne ramię irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC). To wysoce zinstytucjonalizowana organizacja wojskowa i zabójstwo generała Sulejmaniego nie miało wpływu na funkcjonowanie tej organizacji.
Oś Oporu kontynuowała swoje działania za pośrednictwem Hamasu i wspieranego przez Iran Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu w Gazie, zaprzysiężonego wroga Izraela i irańskiego zastępcy libańskiego Hezbollahu oraz wspieranych przez Iran szyickich bojówek w Iraku znanych jako Ludowe Siły Mobilizacyjne. W Syrii IRGC rozmieścił on wojska, aby wspomóc siły rządowe wspierające prezydenta Bashara al-Assada w syryjskiej wojnie domowej, a w Jemenie Iran stanął po stronie Huti, którzy walczą z sojuszem wojskowym pod przewodnictwem regionalnego rywala Iranu, Arabii Saudyjskiej. Czasami niektóre z tych grup naginały swoją niezależność od Iranu i działały wbrew interesom Teheranu.
Hamas upierał się, że sam stał za atakiem na Izrael i że Iran i Hezbollah nie odegrały w tym żadnej roli. W ostatnich dniach Hezbollah przeprowadził wymianę ognia z Izraelem po drugiej stronie granicy, co doprowadziło do największej eskalacji przemocy od czasu wojny w 2006 roku. Z kolei militarną reakcję Izraela oraz dyplomatyczne i militarne wsparcie Stanów Zjednoczonych dla Izraela po ataku Hamasu i groźbie zaangażowania innych członków Osi Oporu można uznać za strategiczne zwycięstwo Iranu. Fakt, że Stany Zjednoczone muszą wysłać sprzęt wojskowy do Izraela, jest postrzegany w Teheranie jako zwycięstwo, ponieważ muszą one odstraszyć niepaństwowego aktora, takiego jak libański Hezbollah. Im ostrzejsza izraelska reakcja w Gazie, tym lepiej dla Iranu. Ze swojej strony Hezbollah stwierdził 18 października, że był „tysiące razy silniejszy” niż podczas swojej ostatniej wojny z Izraelem.
Nie jest tajemnicą, że już tygodnie temu doszło do rozmów Rosjan z Irańczykami ws. współpracy w operacji mającej wypchnąć z Syrii Amerykanów. Chodziło o dywersję wobec oddziałów sił specjalnych USA współdziałających ze zdominowaną przez kurdyjską formację YPG koalicją noszącą nazwą SDF. W tym celu Teheran i Moskwa podburzyły starszyznę lokalnych plemion arabskich. W rezultacie doszło do starć między Kurdami a Arabami. Ku satysfakcji Rosji, Iranu i Damaszku. Walki toczą się już od paru tygodni. Sytuację komplikuje fakt, że SDF to w części koalicja złożona z arabskich wrogów Asada. Obecny konflikt rozbija do niedawna skuteczny blok.
Jaką rolę odgrywają Rosja i Iran w inwazji Hamasu na Izrael? Do tej pory nie ma twardych dowodów na taki udział. Mogło być tak, że Moskwa i Teheran miały jakąś wiedzę o nadchodzącej operacji, ale nie mogły na to wpłynąć. Co nie zmienia faktu, że na tym bardzo zyskują. Hamas z zadowoleniem przyjmuje wsparcie ze strony każdego kraju. Iran wspiera Hamas politycznie, ponieważ pozwala to postrzegać Iran jako zwolennika sprawy palestyńskiej. Wsparcie Iranu wydaje się ograniczać do wsparcia finansowego i transferu technologii. Urzędnicy Hamasu i ich biura polityczne mają swoją siedzibę w Katarze i regularnie odwiedzają Turcję i Egipt, a także Iran. Biuro polityczne Hamasu mieści się w Katarze, a organizacja utrzymuje bliskie stosunki z Turcją. Przywódcy Hamasu wielokrotnie chwalili Turcję jako wzór do naśladowania w zakresie zarządzania w regionie. W przeciwieństwie do Iranu, który jest objęty surowymi sankcjami USA, Katar ma siłę finansową, aby wspierać rząd Hamasu w Gazie.
Wojna Rosji z Ukrainą mocno zacieśniła sojusz Moskwy z Teheranem. Oczekując wsparcia zbrojeniowego Iranu, Kreml poszedł na ustępstwa wobec partnera w innych kwestiach. Jedną z kluczowych jest danie zielonego światła do działań siłowych w Syrii. To koniec bezkarnych nalotów izraelskich na cele irańskie w tym kraju. To także zgoda Moskwy na wzmacnianie wpływów irańskich w Syrii. To oznacza zgodę, a naprawdę współpracę, w operacjach wymierzonych w syryjskich Kurdów i wspierających ich Amerykanów. Obecna wojna Izraela z Hamasem, a za chwilę może i szyickimi sojusznikami Iranu, ułatwia walkę z wpływami USA w regionie.
Zapraszamy do zapoznania się z relacją z IX Nadzwyczajnego Zjazdu @KlubyGP
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) October 25, 2023
» https://t.co/OnIeddfVvX
Partnerzy Zjazdu:@AliorBankSA@Grupa_Enea@jsw_sa@kgs_pl@GrupaORLEN@BankPekaoSA@Grupa_PGE@PGZ_pl@PKP_SA@PocztaPolska@GrupaPZU@TauronPE@totalizator_sp@weglokoks pic.twitter.com/r6hhVLjPQz