Agencja AP ujawniła, że Irańczycy mieli dokonać zamachu w samym Waszyngtonie. Ich celem miała paść baza wojskowa i mieszkający w niej wysoko postawiony dowódca.
Dwóch wysoko postawionych przedstawicieli amerykańskiego wywiadu ujawniło AP, że o zorganizowaniu tego zamachu mieli rozmawiać w styczniu członkowie irańskich sił Ghods należących do Gwardii Rewolucyjnej. Ich celem miała paść niewielka baza Fort McNair w Waszyngtonie DC. Znajduje się tam główne dowództwo Dystryktu Waszyngtońskiego, Narodowy Uniwersytet Obrony oraz oficjalna rezydencja wiceszefa sztabu armii USA. Irańczycy liczyli, że także on zginie w tym ataku. Obecnie to stanowisko zajmuje generał Joseph M. Martin. Miały paść również słowa o ewentualnej infiltracji tej
bazy w celach szpiegowskich.
Amerykanie dowiedzieli się o całej sprawie dzięki nasłuchowi przez specjalizującą się w wywiadzie elektronicznym agencję NSA. Inspiracją do tego zamachu miał być atak na niszczyciel rakietowy USS Cole jaki Al-Kaida przeprowadziła w 2000 roku w Jemenie. Dwóch zamachowców-samobójców podpłynęło do niego małą łódką i zdetonowało bombę, zabijając 15 osób i raniąc kolejnych 37. W wypadku waszyngtońskiej bazy taki atak byłby możliwy gdyż zlokalizowano ją na półwyspie pomiędzy Kanałem Waszyngtona i rzeką Anacostia. W okolicy kręci się wiele cywilnych jednostek, więc terroryści mogliby do niej podpłynąć nie wzbudzając nadmiernych podejrzeń, sam ładunek musiałby jednak być nieporównywalnie silniejszy.
Atak miał być zemstą za śmierć dowódcy sił Ghods generała Kasema Sulejmaniego. USA od lat oskarżało go o wspieranie międzynarodowego terroryzmu i w styczniu zeszłego roku Donald Trump rozkazał dokonania nalotu dronami na lotnisko w Bagdadzie, gdzie Sulejmani spotykał się z reprezentantami szyickich milicji. Iran obiecał zemstę za jego śmierć i kilka dni po niej dokonali ataku rakietowego na amerykańską bazę Al Asad w Iraku. W ataku tym nikt nie zginął i według informatorów AP irańscy dowódcy nie byli usatysfakcjonowani taką zemstą. Na razie nie jest jasne, czy zdążyli podjąć
konkretne kroki celem realizacji tych planów.
Informatorzy AP wypowiedzieli się anonimowo gdyż nie mieli pozwolenia na ujawnienie tej sprawy. Pentagon, Rada Bezpieczeństwa Narodowego i NSA albo nie odpowiedziały na oficjalne zapytanie dziennikarzy albo odmówiły komentarzy w tej sprawie. O tym, że ich słowa są prawdziwe świadczy jednak to, że dowództwo tej bazy od stycznia zaostrza środki bezpieczeństwa. Zwiększono między innymi liczbę kamer skierowanych w stronę kanału oraz znaków informujących o zakazie wstępu na teren bazy, zwiększeniu uległa także liczba pieszych patroli.
Obawy armii wywołały również konflikt z cywilnymi władzami stolicy USA. Wojsko zażądało bowiem utworzenia na Kanale Waszyngtona strefy buforowej o szerokości od 75 do 150 metrów. Władzom miasta bardzo się to nie spodobało. Twierdzili, że stworzenie tej strefy jeszcze pogorszy sytuację na i tak zatłoczonym szlaku wodnym, którym pływają tysiące jachtów, taksówek wodnych czy kajaków, nie zwiększając w istotny sposób bezpieczeństwa bazy. Zwrócili również uwagę, że miasto i prywatni inwestorzy wykładają fortunę na rewitalizację dzielnicy Waterfront, a utworzenie tej strefy utrudniłoby ten ambitny projekt.
Jednym z powodów niechęci władz miasta do tego pomysłu jest to, że armia nie chciała przyznać o co chodzi. Na wirtualnym spotkaniu w styczniu dowódca Okręgu Waszyngtońskiego, generał-major Omar Jones ujawnił tylko istnienie „wiarygodnych i specyficznych zagrożeń”, ale podał jedynie przykład aresztowanego nieco wcześniej pływaka, który – prawdopodobnie przez pomyłkę – wyszedł z wody na terenie wojskowym. Eleanor Holmes Norton, która reprezentuje Waszyngton w kongresie ujawniła, że wojsko nie wyjawiło prawdziwych powodów nawet jej, chociaż ma dopuszczenie do tajnych informacji. Na razie nie wiadomo, czy ujawnienie całej sprawy przez AP sprawi, że władze miejskie spojrzą na prośbę wojska przychylniejszym okiem.