Esbecki rodowód TVN » CZYTAJ TERAZ »

Szwedzki biznes na uchodźcach. Fortuny na niszczeniu własnego kraju

Za wzniosłymi słowami szwedzkich władz o humanitarnej postawie wobec uchodźców kryją się ogromne pieniądze.

Filip Błażejowski/Gazeta Polska
Filip Błażejowski/Gazeta Polska
Za wzniosłymi słowami szwedzkich władz o humanitarnej postawie wobec uchodźców kryją się ogromne pieniądze. Biznesmeni, urzędnicy i bankierzy powiązani z najwyższymi władzami zarabiają miliony koron na imigranckiej inwazji. Ale mało kto odważy się głośno o tym mówić - pisze w najnowszym numerze „Gazeta Polska”.

Tylko w 2015 r. licząca niecałe 10 mln mieszkańców Szwecja przyjęła około 200 tys. imigrantów. To tak, jakby Polska – w ciągu zaledwie 12 miesięcy – z otwartymi ramionami przygarnęła i zakwaterowała 800 tys. nieznających naszego języka i kultury przybyszów.

Szwedzi, indoktrynowani przez system edukacyjny, media i władze, w większości zareagowali na falę imigrantów bardzo pozytywnie. Ten entuzjazm osłabł nieco po serii aktów przemocy, także seksualnej, za którymi stali tzw. uchodźcy. Ale rząd w Sztokholmie nie zrobił nic, by liczbę przybywających imigrantów zmniejszyć. Wszystkie decyzje, choćby przywrócenie tymczasowych kontroli na granicach, okazały się ruchami pozorowanymi. Szwedzka Agencja Migracyjna prognozuje, że w 2016 r. kraj przyjmie od 100 do 170 tys. azylantów. Zważywszy że tego typu plany z reguły okazują się znacznie zaniżone, można przyjąć, że w bieżącym roku na barki Szwedów zwali się ciężar utrzymywania niemal dwa razy większej liczby „uchodźców” niż w 2015 r.

Kto zarabia na uchodźcach

Skąd taka bierność szwedzkich władz? Czy wszystko można tłumaczyć „wielkim sercem” Sztokholmu lub – jak kto woli – zaczadzeniem ideologią multi-kulti?

Niekoniecznie, bo są w Szwecji tacy, dla których większa liczba uchodźców przekłada się na pokaźniejszą fortunę – kosztem, rzecz jasna, szwedzkich podatników. Chodzi np. o ICA Banken – bank, który w listopadzie 2015 r. wystawił Szwedzkiej Agencji Migracyjnej fakturę na 8 mln dolarów za dostarczenie azylantom tzw. kart przedpłaconych. Za każdą wypłatę pieniędzy z bankomatu ICA Banken pobiera bowiem prowizję w wysokości 2 dolarów, a za aktywowanie każdej karty liczy sobie 21 dolarów. Od grudnia 2013 r. wydano aż 189 tys. takich kart! Co najciekawsze, bank nie musiał walczyć o to intratne zamówienie z żadną konkurencyjną spółką, a podpisany kontrakt gwarantuje współpracę z agencją migracyjną aż do marca 2017 r.

Na azylantach zarabiają też prywatni administratorzy i właściciele ośrodków dla uchodźców. Tylko w 2015 r. Szwedzka Agencja Migracyjna wypłaciła 30 największym spółkom prowadzącym takie centra 109 mln dolarów! Łącznie – biorąc pod uwagę także mniejsze firmy – wydano na ten cel w 2015 r. 174 mln dolarów. A marża zysku w tym biznesie jest imponująca – wynosi przeważnie ponad 20 proc., ale wiele firm może pochwalić się ponad 50-proc. wynikiem. Spółka rekordzistka – Defakon Renting AB – wykazała marżę sięgającą aż 68 proc.! Sporym echem odbiła się w Szwecji wypłata w październiku 2015 r. przez właścicieli Nordic Humanitarian – firmy zajmującej się zakwaterowaniem uchodźców – specjalnej dywidendy w wysokości 11,6 mln koron (ponad milion dolarów).

Rekordzistą, jeśli chodzi o biznes imigracyjny, jest przedsiębiorca Bert Karlsson, który na początku lat 90. założył i kierował partią Nowa Demokracja (rozwiązaną w 2000 r.). Na ironię zakrawa fakt, że ugrupowanie to opowiadało się za... ograniczeniem imigracji ze względów ekonomicznych. Karlsson ma wciąż dobre kontakty z politykami, a z obecnej fali uchodźców uczynił interes swojego życia. Tylko w 2015 r. Szwedzka Agencja Migracyjna wypłaciła jego firmie Jokarjo 24 mln dolarów. Według szacunków sprzed roku pod opieką spółki Karlssona znajdowało się ponad 5 tys. imigrantów w 30 różnych ośrodkach. W tym roku liczba ta ma się podwoić... Metody Karlssona wzbudzają kontrowersje – okazało się, że nie dość, iż pobiera on od państwa ogromne kwoty, to jeszcze każe płacić azylantom za różne drobnostki. Ci zaś oczywiście mają pieniądze, bo dostają spore zasiłki ze szwedzkiego budżetu. I tak firma Karlssona zarabiała dodatkowo nawet na papierze toaletowym, który sprzedawała w swoich ośrodkach imigrantom. Dopiero zainteresowanie szwedzkiej prasy przerwało ten proceder.

Kilka tygodni temu w Szwecji wybuchł kolejny skandal związany z zarabianiem na imigrantach. Okazało się, że firmę pośredniczącą w kwaterunku dzieci uchodźców prowadzi... szefowa sztokholmskiego oddziału Szwedzkiej Agencji Migracyjnej. Wafa Issa, bo takie nazwisko nosi obrotna urzędniczka, przydzielała imigranckich nieletnich do ośrodków w Sztokholmie i w pobliżu stolicy, a jednocześnie zarabiała na pośrednictwie w znajdowaniu im nowych domów. Issa otworzyła swój biznes w październiku 2015 r., a więc doskonale wiedziała, że będzie zarabiać na uchodźcach duże pieniądze. Przez trzy miesiące działalności Starkfamn AB wziął od państwa pieniądze za znalezienie zakwaterowania dla prawie 50 rodzin.

Za wszystko płacą podatnicy

Tymczasem koszty utrzymania zwiększającej się wciąż liczby imigrantów w Szwecji rosną. Według wyliczeń Szwedzkiej Agencji Migracyjnej w 2016 r. państwo wyda na imigrantów astronomiczną kwotę 6,4 mld euro.

W 2017 r. szwedzkie wydatki budżetowe na tzw. uchodźców będą jeszcze większe. Planuje się je na 7,8 mld euro, a więc na około 30 mld zł. To tyle, ile licząca czterokrotnie więcej mieszkańców Polska wydaje w ciągu roku na obronność. Właśnie w związku z kosztami utrzymania azylantów w Szwecji mówi się już otwarcie o potrzebie podniesienia i tak już bardzo wysokich podatków.

Imigranci z Afganistanu, Syrii, Iraku i Afryki ciągną do Szwecji, omijając równie bogatą Danię, bo Szwedzi obok Niemców oferują najkorzystniejsze warunki socjalne. Każdy azylant zarejestrowany w Szwecji ma zapewnione darmowe zakwaterowanie (bez konieczności płacenia za energię itd.), odzież i opiekę medyczną. Do tego dochodzą zasiłki na wydatki osobiste – zarówno dla dorosłych, jak i dzieci. I tak np. rodzice z trójką dzieci – nie pracując i mieszkając w opłacanym przez państwo mieszkaniu – dostają miesięcznie od państwa około 900 euro.

Obecnie według statystyk aż 58 proc. zasiłków socjalnych w Szwecji trafia do imigrantów, a 48 proc. dorosłych obcokrajowców w tym kraju nie pracuje i żyje z socjalu.

Ogromnym kosztom finansowym towarzyszą równie wielkie koszty społeczne. Pobicia, kradzieże i gwałty popełniane przez azylantów to zazwyczaj temat tabu. Za terror politycznej poprawności odpowiadają politycy, urzędnicy i biznesmeni, czyli ci, którzy są w stanie na imigranckim biznesie zarobić najwięcej.

Do szczególnie szokującej sytuacji doszło w lutym 2016 r., gdy personelowi ośrodka mieszkaniowego dla dzieci imigrantów w Szwecji zakazano organizacji uroczystości żałobnej. Miała ona upamiętniać pracowniczkę socjalną, która została zamordowana tydzień wcześniej przez uchodźcę z Somalii. 22-letnia Alexandra Mezher została zasztyletowana, gdy próbowała przerwać bójkę pomiędzy dwoma nastolatkami w domu dla małoletnich imigrantów w Molndal (część Göteborga). Morderca ugodził ją śmiertelnie w plecy i udo. Dziewczyna zmarła w szpitalu. Gdy pracownicy podobnej placówki w Örnsköldsvik w północno-wschodniej Szwecji chcieli upamiętnić zamordowaną Mezher, rada miejska powiedziała wyraźne „nie”. Personelowi zabroniono także opuszczenia szwedzkiej flagi do połowy masztu. Dlaczego? Przedstawiciel rady miejskiej Örnsköldsvik powiedział, że byłaby to „manifestacja”, która uderzałaby w dobro imigranckich dzieci przebywających w ośrodku.
 

Tekst oparty m.in. na informacjach zebranych przez Gateston Institute

 



Źródło: Gazeta Polska

Grzegorz Wierzchołowski