We wspomnianym okresie Świątek wygrała aż 19 turniejów. W efekcie przez 125 tygodni była liderką światowego rankingu. Łącznie ma pięć wielkoszlemowych tytułów i tuż po 23. urodzinach znalazła się w gronie największych tenisistek ostatnich dekad.
W 21. wieku dłużej liderką listy WTA była tylko Serena Williams - 319 tygodni. Amerykanka ma też znacznie więcej triumfów w Wielkim Szlemie - 23. Jej siostra Venus i Belgijka Justin Henin odnotowały po siedem. Również pięć tytułów zdobyła natomiast Rosjanka Maria Szarapowa, a po cztery Belgijka Kim Clijsters i Japonka Naomi Osaka.
Oprócz młodszej z sióstr Williams, poza zasięgiem jest Niemka Steffi Graf - 377 tygodni na czele i 22 Szlemy, ale warto wspomnieć jeszcze dwie gwiazdy lat 90. poprzedniego stulecia - pochodzącą z byłej Jugosławii Monicę Seles - 178 tygodni i dziewięć Szlemów oraz Szwajcarkę Martinę Hingis - 209 tygodni w roli liderki i pięć tytułów wielkoszlemowych, a także ostatnią liderkę rankingu przed Świątek - Australijkę Ashleigh Barty, która otwierała listę WTA przez 121 tygodni, a w imprezach Wielkiego Szlema była najlepsza trzykrotnie.
Bo w takim gronie błyskawicznie znalazła się Świątek, a jej dorobek budzi powszechny podziw.
"Zawsze chciałam dominować w tourze jak Serena, albo choć tak, jak ostatnio Iga. Historie tych zawodniczek są bardzo inspirujące" - powiedziała u progu obecnego sezonu aktualna liderka rankingu Aryna Sabalenka, która ma na koncie trzy wielkoszlemowe triumfy.
Między majem 2021 a styczniem 2023 blisko 27-letnia Białorusinka nie wygrała jednak żadnego turnieju. Teraz w końcu jest na dobrej drodze do swojego celu. Natomiast licznik tytułów Świątek przestał rosnąć od czerwca ubiegłego roku. Co więcej, Polka w tym czasie nie dotarła nawet do jednego finału. Zaczęła natomiast przegrywać mecze w stylu, który się wcześniej nie zdarzał.
Porażkę Świątek z Amerykanką Coco Gauff 1:6, 1:6 w czwartkowym półfinale turnieju w Madrycie dobrze oddaje trudny do przetłumaczenia angielski idiom "A taste of your own medicine". Dosłownie znaczy on "Posmakować własnego lekarstwa" i odnosi się do doświadczania nieprzyjemnych rzeczy, które wcześniej samemu fundowało się innym.
Polka bowiem nieraz zmiatała z kortu nawet największe rywalki, choćby w kończącym rok 2023 turnieju WTA Finals. W pięciu meczach z najlepszymi zawodniczkami sezonu straciła łącznie tylko 20 gemów, a finał z Amerykanką Jessicą Pegulą wygrała 6:1, 6:0. Natomiast sama tak dotkliwych porażek poprzednio doznała, gdy ledwo skończyła 18 lat i była mało znaną zawodniczką.
Wydarzeniem bez precedensu była też marcowa przegrana w ćwierćfinale w Miami ze 140. wówczas w rankingu Filipinką Alexandrą Ealą.
Nie sposób wskazać, co dokładnie jest przyczyną słabszej gry Świątek, podobnie jak trudno było wytłumaczyć, czemu konkretnie zawdzięczała aż taką dominację. Niewątpliwie druga połowa 2024 roku była dla niej ciężka. Zaczęło się od "zaledwie" brązowego medalu igrzysk w Paryżu, bo nieukrywanym celem było złoto. Potem zdecydowała się na zmianę trenera, a następnie musiała stoczyć wyczerpującą walkę o niewinność po pozytywnym wyniku testu antydopingowego.
Sezon 2025 zaczęła obiecująco, dochodząc do półfinału Australian Open. W starciu z Amerykanką Madison Keys była jeden punkt od finału, ale ostatecznie pierwszy raz przegrała spotkanie, w którym miała piłkę meczową. W późniejszych turniejach było już gorzej.
"Myślę, że obraz tego roku, to jest pokłosie tego, co oglądaliśmy przez ostatnie trzy sezony u Igi. Presja, oczekiwania własne i opinii publicznej, to niesamowity koszt. Te kapitalne sezony, które się zapisały w historii już minęły, ale ich cena to jest to, co teraz widzimy. [...] Te trzy lata dały jej bardzo mocno w kość" - ocenił w podcaście "Break Point" Dawid Celt, kapitan kobiecej reprezentacji Polski.
Choć Świątek przestała wygrywć turnieje, to trzeba wyraźnie podkreślić, że nie stała się tenisistką słabą. Raczej powróciła na Ziemię z kosmicznego poziomu, gdy w rankingu nikt nie był w stanie jest zagrozić, a na kortach ziemnych większość rywalek zwyczajnie się jej bała. W poniedziałkowym notowaniu nadal będzie druga, a w rankingu Race, uwzględniającym tylko tegoroczne wyniki, czwarta. To są lokaty, które 99 procent zawodniczek prawdopodobnie wzięłoby w ciemno.