Julia Szeremeta w finale bokserskiej kategorii do 57 kg zawalczy o olimpijskie złoto z Yu Ting Lin. Skandal polega na tym, że rywalka, tak naprawdę jest... rywalem. "Nie boję się nikogo, do nikogo nie czuję respektu. Wychodzę do ringu i robię swoje" - zapewnia jednak Szeremeta.
Julia Szeremeta w sobotę powalczy w paryskim ringu o złoto igrzysk olimpijskich. Nie brak jednak opinii, że będzie to również walka o sprawiedliwość i uczciwą rywalizację w sporcie, który przegrywa z lewacką ideologią. Rywalką polskiej pięściarki będzie bowiem Yu Ting Lin z Tajwanu, która rok temu została zdyskwalifikowane przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu - nie przeszła bowiem testu płci, a jej poziom testosteronu wskazywał, że jest mężczyzną.
Julia Szeremeta, niesamowita dziewczyna zawalczy w finale IO z …chłopem z Tajwanu.
— Bambo (@obserwujesobie) August 7, 2024
🇵🇱💪 pic.twitter.com/8ko183dGiG
MKOL nie zamierza jednak dyskwalifikować zawodniczki (zawodnika), który czuje się kobietą, a przy okazji podważa testy przeprowadzone przez federację, z którą jest skonfliktowany. W całej tej sprawie chłodną głowę zachowuje Polka. Szeremeta przed walką o złoty medal olimpijski nie chce komentować zamieszania związanego z rywalką (rywalem).
Nie sprawdzałam w ogóle swojej drabinki podczas igrzysk. Z walki na walkę się dowiadywałem z kim boksuję. Teraz wiem, że jest wyższa i walczy w normalnej pozycji
- stwierdziła krótko Szeremeta, która zapowiada, że interesuje ją tylko zwycięstwo.
"O srebrze nie ma co mówić. Idę po złoto. Moja ręka powędruje w sobotę w górę. Miało być złoto z Garrosa, więc przywieziemy złoto" - mówi polska pięściarka.