Prokuratura Okręgowa skierowała akt oskarżenia wobec Krzysztofa B. Mężczyzna w przeddzień wyborów parlamentarnych wszedł na pomnik smoleński na pl. Piłsudskiego i groził, że się wysadzi. Śledczy zarzucają mu wywieranie wpływu na czynności urzędowe i wywołanie fałszywego alarmu.
Psychiatrzy orzekli, że mężczyzna jest zdrowy.
Krzysztof B. 14 października 2023 r. przyjechał pociągiem z Lublina do Warszawy. Przy sobie miał jedynie torbę, w której schował megafon i rzeczy osobiste. Obowiązywała wtedy cisza wyborcza, bo dzień później odbyły się wybory parlamentarne. Wprost z dworca poszedł na plac Piłsudskiego. Około godziny 10.00, udając turystę, który robi zdjęcia, wszedł na postument pomnika Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 roku.
Zareagowali patrolujący okolice policjanci. Kazali mu zejść z pomnika. Krzysztof B. powiedział, że nie zejdzie i zagroził, że jeśli będą chcieli go ściągnąć, to zdetonuje ładunek wybuchowy, który ma przy sobie. Na dowód, że nie żartuje wyciągnął przygotowany wcześniej długopis z przyklejonym kablem ciągnącym się do wnętrza torby, który imitował zapalnik ładunku wybuchowego. Potem wszedł na szczyt pomnika i trzymając „detonator”, zagroził wysadzeniem bomby.
Policja zadecydowała o zamknięciu placu i ulic przyległych oraz o ewakuacji wszystkich obecnych tam osób. Zatrzymano kilka przypadkowych osób, podejrzewając, że sprawca może mieć wspólników. Na miejsce przyjechali pirotechnicy i kontrterroryści. Krzysztof B. zażądał rozmowy z policyjnym negocjatorem.
Przygotowano specjalistyczny pojazd Tur, który dawał bezpieczeństwo funkcjonariuszom i negocjatorom. Krzysztof B. przekazał negocjatorowi żądania. Chciał, by powiadomić o zdarzeniu media i przekazać komendantowi głównemu policji zawiadomienia o ujawnionych przez Krzysztofa B. przestępstwach wraz z pendrive'em zawierającym na to dowody.
Po rozmowie z negocjatorem Krzysztof B. zszedł z pomnika. Gdy stwierdzono, że nie ma on przy sobie materiałów wybuchowych, został zatrzymany.
Podczas przeszukania jego mieszkania, policjanci znaleźli w nim rewolwer czarnoprochowy i czarny proch. Ich posiadanie jest legalne.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Szymon Banna przekazał, że w związku ze zdarzeniem prokurator przedstawił Krzysztofowi B. zarzut wywierania wpływu na czynności urzędowe i wywołania fałszywego alarmu.
Krzysztof B. nie przyznał się do zarzuconego mu czynu, ale potwierdził wszystkie okoliczności. Przyznał, że zaplanował akcję dwa lata wcześniej. Chciał stworzyć tzw. viral (publikowane w internecie treści, które w krótkim czasie zyskują dużą popularność i przekazywane są dalej), który krążyłby w sieci i w ten sposób nagłośniono by ujawnione przez niego przypadki korupcji i międzynarodowych operacji szpiegowskich na szkodę państwa polskiego.
Przyznał również, że nie miał przy sobie materiałów wybuchowych i nie chciał nikomu zrobić krzywdy. Posiadanie w domu rewolweru tłumaczył tym, że jest tzw. preppersem i przygotowuje się na trudne czasy, m.in. gromadząc żywność i wodę. W jego ocenie działał w stanie wyższej konieczności.
„W toku postępowania powołano dwóch biegłych psychiatrów celem wydania opinii w przedmiocie zdrowia psychicznego Krzysztofa B. Zgodnie ze sporządzoną opinią pisemną oskarżony nie jest chory psychicznie ani upośledzony”
Mężczyzna był już wcześniej karany.