Małżonkowie z PO - Kinga Gajewska i Arkadiusza Myrcha - postawieni pod ścianą, reagują coraz bardziej irracjonalnie. Okazuje się nawet, że poseł Gajewska postanowiła zadzwonić do dziennikarza "Rzeczpospolitej" nie tylko z pretensjami, ale i... garścią przekleństw.
Początkiem kłopotów małżeństwa posłów Platformy Obywatelskiej – Kingi Gajewskiej i Arkadiusza Myrchy było ujawnienie przez media faktu korzystania przez nich z sejmowych ryczałtów przeznaczonych dla parlamentarzystów spoza Warszawy. Okazało się wówczas, że korzystają z publicznych pieniędzy oboje, mimo, że zamieszkują we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu w pobliżu Sejmu. Kolejne informacje o monstrualnych i trudnych do wytłumaczenia kilometrówkach, dziwnych zakupach sprzętu do biur poselskich czy zadeklarowaniu przez Myrchę rozliczania podatku w stolicy, w celu zoptymalizowania kosztów związanych z opłatami za przedszkole ich trójki dzieci tylko ich pogrążyły.
Jednak najciekawsze okazało się ujawnienie informacji pochodzących z ich oświadczeń majątkowych, a następnie niespójne, a nawet sprzeczne ze sobą tłumaczenia obojga posłów.
Z wyliczeń portalu Niezalezna.pl, w których uwzględniliśmy nawet ewentualność pozostawania Gajewskiej na utrzymaniu męża w okresie poprzedzającym zakup 166-metrowego domu wartego 700 tys. zł (który zgłosiła w oświadczeniu z 8 listopada 2023 r.), wynika, że brak jej pokrycia na co najmniej 224 tys. zł.
Gajewska początkowo mówiła, że świeżo zakupiony dom (który zadeklarowała jako jej „majątek własny”) jest w trakcie budowy, z kolei Myrcha twierdził, że budują go razem „od dobrych kilku lat”. A jak ustaliła Telewizja Republika, dom znajdujący się zaledwie ok. 30 minut jazdy samochodem od Sejmu wygląda na całkowicie wykończony i zamieszkały. Wewnątrz widać meble, z komina wydobywa się dym, a na eleganckim ogrodzeniu nie widać żółtej tablicy informacyjnej o prowadzonej budowie.
Co, ciekawe, ujawnienie przez Republikę tego faktu zbiegło się z wpisaniem przez Kingę Gajewską do rejestru korzyści… darowizny od jej rodziców w postaci domu oraz – co jeszcze bardziej interesujące – darowizny w kwocie 40 tys. zł, której na jej rzecz miał dokonać jej mąż - Arkadiusz Myrcha.
Małżonkowie z PO, postawieni pod ścianą, reagują coraz bardziej irracjonalnie. Okazuje się nawet, że poseł Gajewska postanowiła zadzwonić do Tomasza Krzyżaka, dziennikarza "Rzeczpospolitej", nie tylko z pretensjami, ale i... garścią przekleństw.
Oto, co m.in. usłyszał:
Haha, dziennikarz „Rz” opisuje, że Gajewska zadzwoniła go zbluzgać. #Myrchanie wkracza na nowy poziom. pic.twitter.com/iCaWz1DrPp
— Paweł Rybicki (@Rybitzky) October 10, 2024