Wierzono, iż nasączone chustki perfumami oraz wonne pomady i balsamy są najlepszą ochroną przed zarazą. Specjalne pastylki piżmowe odświeżały oddech. Powietrze w komnatach aromatyzowano częściej niż otwierano okna, a także bez umiaru lano wonności na garderobę – pończochy, koszule, suknie, a nawet biżuterię skrapiano. Jan Kazimierz szczycił się z posiadania „perfumowanych pacierzy ze złotymi gałami”. Podczas przedstawień teatralnych na dworze Zygmunta III skrapiano widzów aromatyzowaną wodą. Pachnidła kupowano przeważnie w Wenecji i Florencji, ale np. Władysław IV kupił kolet z perfumowanej skóry, 2 tuziny perfumowanych rękawiczek oraz pudełko z esencją piżma, ambry i cybety w Antwerpii. Znając słabość Wazy do pięknych zapachów, marszałkowa de Guebriant, ambasador nadzwyczajny Ludwika XIV, obdarowała króla perfumowaną szlafmycą.
W szczytowym okresie manii zapachowej nie oszczędzano nawet zwierzątek domowych i… koni. Ze stajni unosił się więc zapach „włoskich mydeł pachnących” zmieszanych z… wiadomo czym.
 
                        
        
        
        
        
     
                         
                         
                         
             
             
             
             
            ![Taksówka stoczyła się na ruchliwą ulicę. W środku nie było kierowcy! [WIDEO]](https://files.niezalezna.tech/images/upload/2025/10/30/n_1a44aebd094f0fc81bba0d96fe7711c4f8ec41156a0deaab9a09760119b0681d_c.jpg?r=1,1) 
             
            