Państwo polskie było w tamtym czasie przeźroczyste dla Rosjan, to się mogło skończyć dla nas bardzo źle. Inni nasi partnerzy z NATO mogliby stwierdzić, że woleliby aby ich tajemnice, którymi muszą się dzielić w ramach NATO z Polską do Rosjan nie trafiały – powiedział w rozmowie z Katarzyną Gójską na antenie Radiowej Jedynki Marcin Horała, odnosząc się do tego, że rząd Tuska przekazał Rosjanom dokumenty ws. katastrofy CASY w 2008 roku.
Wczoraj prof. Sławomir Cenckiewicz ujawnił wstrząsającą informację. Rosjanie w marcu 2011 roku skierowali do polskiego rządu żądanie dotyczące przekazania dokumentacji technicznej dotyczącej katastrofy polskiego samolotu wojskowego CASA z 23 stycznia 2008 r. wraz z załącznikami zawierającymi wrażliwe informacje. Rząd premiera Donalda Tuska wszystko Rosjanom przekazał.
W artykule autor opublikował również treść szeregu dokumentów podpisanych przez członków rządu Donalda Tuska, w których jest mowa o takiej ewentualności. Rosjanie skierowali taki wniosek mimo tego, iż nie realizowali zdecydowanej większości polskich wniosków śledczych ws. Smoleńska.
O sprawę pytany był Marcin Horała na antenie Radiowej Jedynki,
Gdyby to nie dotyczyło polskiego państwa, to byłoby wręcz śmieszne. Co jeszcze? Może dokumentację techniczną np. F-16 bo też lata, tak samo jak Tupolew, więc może warto go zbadać, żeby wyjaśnić przyczynę katastrofy smoleńskiej
Zwrócił uwagę, że są to wrażliwe dane dotyczące katastrofy samolotu wojskowego NATO-wskiego, to dokumenty, z których można zarówno informacje techniczne, ale też informacje o procedurach, systemach łączności - to wszystko zostało przekazane.
Cała dokumentacja, którą pan profesor ujawnił i opisał w swoim artykule, gdzie np. minister Arabski w imieniu Donalda Tuska pisze, że właściwie tam nie widzi przeciwwskazań, żeby to czemukolwiek zagrażało i „czemu nie”. To pokazuje jakiś zupełny paraliż państwa. Niektóre organy funkcjonowały, urzędnicy niższego szczebla zgłaszali pewne wątpliwości, sygnalizowali. Byli tacy, którzy nie chcieli wziąć za to odpowiedzialności, przynajmniej czuli, że chyba coś jednak jest nie tak, ale decyzja Donalda Tuska była, że tak, dajemy (te dokumenty – red.), nie widać przeciwwskazań. Państwo polskie było w tamtym czasie zupełnie przeźroczyste dla Rosjan, to się mogło skończyć dla nas bardzo źle. Chociażby nasi inni partnerzy z NATO mogliby stwierdzić, że jednak woleliby aby ich tajemnice, którymi muszą się dzielić w ramach NATO z Polską do Rosjan nie trafiały
Redaktor zwróciła uwagę, że to jest kompletne zaprzeczenie temu ,co do tej pory słyszeliśmy. „Polski rząd przecież podjął w ekspresowym tempie decyzje o tym, żeby z samolotu rządowego wojskowego uczynić samolot cywilny. Zdaje się, że ta decyzja zajęła panu premierowi Tuskowi kilka minut w czasie rozmowy z Władimirem Putinem. W tym momencie, rok po katastrofie smoleńskiej, komitet Federacji Rosyjskiej, czyli ciało niewojskowe a cywilne, zwraca się o dokumenty samolotu wojskowego. Można powiedzieć, że tutaj nic nie ma ze sobą związku, nie było żadnej podstawy prawnej do tego, żeby w ogóle komitet śledczy Federacji Rosyjskiej domagał się takich dokumentów” – mówiła redaktor.
Otóż to. Tu bardzo ciężko jest tę sytuację rozgryźć jakimkolwiek kluczem, który zakładałby jakąś logikę prawną, dbałość o interes państwa czy cokolwiek innego. Z drugiej strony, jeżeli oczywiście ten samolot rządowy był samolotem wojskowym, bo był, to można powiedzieć, że też Donald Tusk zawarł w sposób ustny i poza wszelkim trybem, umowę międzynarodową o zmianie umowy międzynarodowej między Polską a Rosją, dotyczącej badania wypadków lotniczych wojskowych i rozciągnięciu konwencji Chicagowskiej z samolotów cywilnych również na tenże samolot wojskowy - czego też świat nie widział. Krótko mówiąc, tu był tylko jeden wyznacznik, żeby te dobre stosunki z Rosją, to zbliżenie, tą przyjaźń i polsko-rosyjską kultywować za wszelką cenę i jednostronnie oczywiście. Bo to nie działało w dwie strony. To nie było tak, żeby Rosjanie nam udostępniali jakieś dokumenty