Jubileuszowa impreza w miejskiej spółce, odpowiedzialnej za gospodarkę wodno-ściekową, w momencie ogłaszania w mieście alarmu przeciwpowodziowego? Do takiej sytuacji doszło w Jeleniej Górze, rządzonej przez Jerzego Łużniaka i Koalicję Obywatelską. Dzień przed powodzią urlop rozpoczął szef miejskiego wydziału zarządzania kryzysowego. - Gdy wszystko jest dobrze, to łatwo jest się chwalić sukcesami, ale to sytuacja kryzysowa obnaża to, jak wygląda zarządzanie miastem przez PO. Wszystko, co najgorsze w zarządzaniu, ujawniło się w trakcie powodzi - mówi nam Anna Korneć-Bartkiewicz, jeleniogórska radna z klubu Prawa i Sprawiedliwości.
13 września, w dniu, w którym w Jeleniej Górze ogłoszono alarm przeciwpowodziowy, Przedsiębiorstwo Wodne i Kanalizacyjne "Wodnik", główna spółka wodna w mieście, zorganizowało jubileuszowy bal. W rozpoczynającym się późnym popołudniem wydarzeniu miał brać udział także prezydent miasta, Jerzy Łużniak.
Impreza w obliczu nadciągającej powodzi? Nie wygląda to na dobry krok.
Co więcej, tuż przed nadejściem do Jeleniej Góry wielkiej wody, na urlop miał udać się szef miejskiego Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego.
Jeleniogórska radna z klubu PiS, Anna Korneć-Bartkiewicz, potwierdziła fakt wzięcia urlopu tuż przed powodzią przez naczelnika Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego UM w Jeleniej Górze, Jerzego Sładczyka.
- Złożył wniosek i dostał zgodę, by tuż przed powodzią udać się na urlop. Wskazuje to na kompletny rozkład organizacji miasta, bo powódź w Jeleniej Górze to była sytuacja, do której można było się przygotować. Tymczasem naczelnik WBiZK dostaje zgodę, by iść na urlop, a spółka [PWiK "Wodnik"], która została powołana przez miasto, realizująca dostawy wody dla mieszkańców miasta, dzień przed powodzią zajmuje się wszystkim, tylko nie przygotowaniem do powodzi. Ogromnie zawiódł zarząd tej spółki, bo pracownicy stawali na przysłowiowych rzęsach w pełnej gotowości, działali i ratowali nasze miasto
- powiedziała w rozmowie z niezalezna.pl Korneć-Bartkiewicz.
Radna oceniła, że pokazuje to "kompletny brak koordynacji działań przeciwpowodziowych w Jeleniej Górze".
- To strażacy z PSP i OSP ratowali nasze miasto, nie było żadnego zarządzania tym, co się dzieje w mieście - zaznaczyła.
Anna Korneć-Bartkiewicz zwróciła również uwagę na inne niedociągnięcia.
- Gdy w 2022 r. pojawiła się kwestia pomocy dla uchodźców z Ukrainy, miasto natychmiast zorganizowało miejsca noclegowe. Teraz my, jeleniogórzanie, powodzianie, musieliśmy czekać, aż dotrą łóżka z Niemiec. Nie z naszych szkół, burs - tylko czekaliśmy, aż pomogą nam sąsiedzi. To znakomicie, że do Jeleniej Góry napływa pomoc zarówno z Polski, jak i z zagranicy, jednak z jednej strony w przypadku miejsc dla uchodźców wszystko było zorganizowane sprawnie, a teraz, gdy nasi mieszkańcy potrzebują pomocy, to wszystko jest bez ładu i składu, bo pani prezes się bawi, a pan naczelnik idzie na urlop
- powiedziała radna.
- Wszystkie te kwestie pokazują rozkład funkcjonowania miasta. Gdy wszystko jest dobrze, to łatwo jest się chwalić sukcesami, ale to sytuacja kryzysowa obnaża to, jak wygląda zarządzanie miastem przez PO. Wszystko, co najgorsze w zarządzaniu, ujawniło się w trakcie powodzi - dodała.
Anna Korneć-Bartkiewicz podkreśliła, że klub radnych PiS podejmie kontrole w zakresie przygotowania miasta do powodzi. - Jak wygląda sytuacja, jakie mamy zabezpieczenia, jak wygląda sytuacja w "Wodniku", powtórne badania jakości wody - na te pytania chcielibyśmy uzyskać odpowiedź - wskazała.
13 września 2024 r. w Jeleniej Górze zebrał się sztab kryzysowy.
- Na całe szczęście Jelenia Góra jest bezpieczna, ale i tak przygotowujemy się na sytuacje, które mogą się zdarzyć - miał powiedzieć po posiedzeniu sztabu prezydent Jeleniej Góry, Jerzy Łużniak.
Służby przewidywały, że największe opady potrwają w mieście do popołudnia 14 września.
Cytowany przez portal jeleniagora.naszemiasto.pl Marcin Ryłko, rzecznik prasowy ratusza, przekazał, że 14.00 w piątek, 13 września, prezydent Łużniak wprowadził na terenie miasta pogotowie przeciwpowodziowe w związku z przekroczeniem stanu ostrzegawczego na rzece Radomierce.
O godzinie 15.50 13 września wprowadzony został alarm przeciwpowodziowy.
Pierwsze podtopienia pojawiły się już 14 września rano, w ciągu dnia zalewane były kolejne ulice, rozpoczęły się pierwsze ewakuację. Kolejne godziny przynosiły informacje o zamknięciu kolejnych ulic w mieście i podnoszącym się stanie wód w Bobrze oraz innych rzekach.
15 września przed południem spółka Wodnik zaapelowała o przygotowanie zapasów wody pitnej. Popołudniu fala powodziowa wdarła się na teren oczyszczalni ścieków. Jednocześnie trwała walka pracowników Wodnika o utrzymanie górskich ujęć wody oraz ujęcia "Grabarów", zakończona sukcesem i zasłużoną sławą pracowników, którzy uratowali wodę pitną dla miasta.
Woda zalała teren oczyszczalni przy ul. Lwóweckiej i od 15 września nieczystości trafiały do Bobru.
"Na rzece Bóbr rozłożony został rękaw sorpcyjny w celu wyłapywania większych nieczystości, oczekujemy na dostawę siatek w celu eliminacji skratek (największych zanieczyszczeń) - przewidywany montaż połowa bieżącego tygodnia" - informowało w poniedziałek, 16 września, PWiK "Wodnik".
"26 września Spółka wdrożyła rozwiązanie polegające na interwencyjnej dezynfekcji zrzucanych ścieków za pomocą ozonu. Zastosowany został mobilny system płukania i dezynfekcji ozonem - SPID" - przekazano w miniony czwartek. Tego samego dnia zostały zamontowane także wspomniane siatki.
Obiekt oczyszczalni przeszedł w ubiegłym roku modernizację, która kosztowała ok. 70 mln złotych. Wciąż trwają prace zmierzające do przywrócenia jej działania, a straty szacowane są na wiele milionów złotych.
Zbigniew Rzońca, rzecznik "Wodnika", mówi nam, że uratowanie oczyszczalni przed zalaniem było praktycznie niemożliwe.
- Oczyszczalnia jest położona w jednym z najniższych miejsc Jeleniej Góry, zbudowali ją jeszcze Niemcy. W 1997 roku ona też była zalana i wtedy, to, co było zalane przeniesiono na wyższe kondygnacje. I ona była przygotowana na powódź tysiąclecia. Ale to, co się stało w niedzielę, to był zbieg najgorszych możliwych okoliczności (…) i na skutek zderzenia dwóch fal i cofki woda w ciągu godziny wlała się do wysokości 3 metrów do oczyszczalni. Straż pożarna kazała ludziom, którzy czuwali nad tymi urządzeniami uciekać
- powiedział.
- Nie ma możliwości ochrony przed taką wodą, która - jak się okazało - była o 62 cm wyższa niż w 1997 roku - dodał rzecznik.
Sprawa imprezy w Jeleniej Górze odbiła się jednak szerokim echem i pojawiła się także na sali sejmowej.
- Wśród mieszkańców Jeleniej Góry panuje ogromne oburzenie na działania prezydenta. 11 września, może zapatrzony w Tuska, powiedział, że Jelenia Góra jest bezpieczna. 13 września, w związku z jubileuszem spółki "Wodnik" odpowiedzialnej za gospodarkę wodno-ściekową, odbywał się bal przebierańców w stylu kowbojskim, a w tym czasie zalewana była Jelenia Góra i oczyszczalnia ścieków, za którą "Wodnik" odpowiada. Gdzie tu była informacja, działanie, odpowiedzialność za mieszkańców? Nie tylko mieszkańców Jeleniej Góry, ale za Polskę, to było chyba zapatrzenia w Donalda Tuska. To jest lekceważenie, skrajny brak odpowiedzialności. To jest rozbrojenie Polski, gdy nie przekazuje się właściwych informacji - mówiła z sejmowej mównicy w środę Marzena Machałek, poseł PiS z ziemi jeleniogórskiej.
Komentując przedstawione informacje, dotyczące imprezy w PWiK "Wodnik", Anna Korneć-Bartkiewicz oceniła, że "priorytety zarządu spółki stanęły na głowie"
- Pracodawca chce w różny sposób docenić swoich pracowników, ale organizowanie imprezy dzień przed powodzią, gdy wiemy, że mamy oczyszczalnie, ujęcia górskie, które dostarczają wodę do mieszkańców, wszyscy ludzie powinni być na posterunku. Wiadomo, należy się podziękowanie, odpoczynek, impreza, ale nie w takim momencie. Priorytety zarządu są tutaj całkowicie nie na miejscu, stanęło to zupełnie na głowie
- powiedziała w rozmowie z niezalezna.pl.
- 30-lecie było przygotowywane ok. półtora miesiąca wcześniej; to był obiad, tam można było potańczyć, ale to nie był żaden bal, nie nazywajmy tego balem. W imprezie brała udział ok. połowa załogi; rozpoczęła się o godz. 17, a więc po godzinach pracy, zakończyła się ok. północy
- mówi portalowi niezalezna.pl Zbigniew Rzońca, rzecznik PWiK "Wodnik".
Na temat obecności na 30-leciu "Wodnika" strażników miejskich i policji nie chciał się wypowiadać.
Pytany, czy nie uważa, że wobec zagrożenia powodziowego należało przełożyć imprezę, Wodnika stwierdził:
"Wszystko można było zrobić, tylko nagroda Nobla dla kogoś, kto znajdzie związek między imprezą, a tym, że zalało nam oczyszczalnię. Wizerunkowo to może nie najlepiej wyglądać, natomiast związku nie miało żadnego. Nie było tak, że w związku z tą imprezą zabrakło ludzi na stanowiskach".
Jeleniogórski urząd miasta, w odpowiedzi na nasze pytania dotyczące aktywności prezydenta Łużniaka podczas wydarzenia organizowanego przez PWiK "Wodnik", stwierdził, że włodarz miasta był tam jedynie przez kilkanaście minut.
- Prezydent Jeleniej Góry pojawił się na jubileuszu 30. lecia Spółki Wodnik, aby podziękować i złożyć życzenia pracownikom. Był tam około 15 minut
- przekazał Marcin Ryłko, rzecznik prasowy jeleniogórskiego ratusza.