18 stycznia przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście odbywała się rozprawa biznesmena i byłej księgowej w jego firmie. Kobieta domagała się zapłaty, przedsiębiorca natomiast uważał, że jej się ona nie należy. W pewnym momencie w emocjonalnym wystąpieniu powiedział do księgowej „Nie kradnij!”. Wtedy właśnie sędzia Wojciech Łączewski nakazał mu opuszczenie sali i nałożył na niego grzywnę 3 tys. zł. Mężczyzna udał się do sekretariatu, by spróbować anulować karę.
- opisał zdarzenie portal se.pl.Jednak pod drzwiami pokoju czekali na niego policjanci, którzy z powrotem doprowadzili go na salę rozpraw. Sędzia ukarał go znowu, tym razem siedmioma dniami aresztu. Biznesmen spędził kilka godzin w sądowej izbie zatrzymań. Udało mu się wyjść dzięki interwencji prawnika
- powiedział „Super Expressowi" przedsiębiorca.Zachowanie sędziego miało wyraźne znamiona niekontrolowanego wybuchu złości i odwetu za usłyszane na sali sądowej słowa: „Siódme przykazanie, nie kradnij”. Uważam, że wymierzono mi karę za słowa, które streszczają mój chrześcijański i katolicki światopogląd
Czytaj też: Co za farsa: żona tłumaczy Łączewskiego. Sędzia rzekomo „nie ceni red. Lisa”
Sprawą zainteresował się resort sprawiedliwości.
- napisano w komunikacie zamieszczonym na stronie internetowej ms.gov.pl.W związku z doniesieniami w mediach, jakoby przedsiębiorca, będący stroną postępowania prowadzonego przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia, został na sali rozpraw potraktowany w sposób niedopuszczalny przez sędziego, Minister Sprawiedliwości wystąpił do prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie o szczegółowe zbadanie sprawy i przedstawienie mu informacji o przebiegu czynności podczas opisanej w mediach rozprawy.
Według mediów sędzia najpierw nałożył na przesiębiorcę grzywnę wysokości 3 tys. zł, a gdy ten udał się do sekretariatu, by anulować karę, sędzia nakazał policji doprowadzić go z powrotem na salę rozpraw i następnie ukarał siedmioma dniami aresztu.
Minister polecił, by w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości w działalności Sądu Rejonowego Prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie wskazał, czy zostały już zaplanowane czynności nadzorcze