Byli to: Filip Adamkiewicz – czeladnik krawiecki, Michał Arcichiewicz – lat 16, uczeń Gimnazjum Realnego, Karol Brendel – czeladnik ślusarski, Marceli Paweł Karczewski – lat 70, ziemianin, Zdzisław Rutkowski – lat 23, ziemianin.
Ich nazwiska na trwałe wpisały się do panteonu polskiej pamięci narodowej o ofiarach prześladowań moskiewskich. Nabożeństwo żałobne celebrował biskup Jan Dekert w kościele Św. Krzyża. Stamtąd kondukt ruszył w stronę cmentarza na Powązkach. Trasa wiodła przez plac Saski, Wierzbową, Bielańską, Nalewkami. W uroczystościach pogrzebowych, które zamieniły się w prawdziwą manifestację polskości, wzięło udział ok. 100 tys. ludzi. Gdy czoło pochodu dotarło pod bramy cmentarza, jego koniec był jeszcze na Krakowskim Przedmieściu. Szli w nim przedstawiciele różnych zawodów, cechów rzemieślniczych, szkół, towarzystw naukowych, szły wszystkie stany. Obok księży katolickich szli rabini i protestanci. Szli Żydzi, którzy w ten sposób chcieli okazać solidarność z Polakami dręczonymi przez Moskali. W dniu pogrzebu z ulic zniknęły patrole policji i żandarmerii rosyjskiej, porządku pilnowali polscy studenci i uczniowie, tych tzw. „konstabli” otaczano szacunkiem i cieszono się z faktu, że Polacy sami potrafią utrzymać porządek w tak dużym tłumie. Ulice były specjalnie przystrojone, zaś na samym cmentarzu postawiono krzyż, który wkrótce kazała usunąć władza carska.
Wydarzenia związane z pogrzebem Pięciu Poległych były wspominane, jako jedne z najważniejszych w historii nie tylko samego miasta, ale i całego kraju. Wpisały się mocno w dzieje Powstania Styczniowego, które miało wybuchnąć niecałe dwa lata później.