Na antenie TV Republika, Marcin Dybowski z Ruchu Kontroli Wyborów ujawnił, że karty do głosowania, jeszcze przed ich przeliczeniem, trafiły z drukarni do urzędów miast, gmin oraz konsulatów. Dybowski podkreśla, że spore zastrzeżenia budzi sytuacja, w której karty do głosowania, które nie zostały jeszcze przeliczone trafiają do urzędów, w których „znajdują się pieczątki niezbędne do tego, żeby owa karta nabrała ważności prawnej”.
- W skali całego kraju urzędnicy miast, gmin, konsulatów „zaopiekowali” się tymi kartami, te karty już w tej chwili są poza wszelką kontrolą. One z drukarni powinny trafić tylko do rąk osób, które są powołane do tego, żeby je przeliczyć, a obecnie po drodze pojawia się przystanek – urzędy gmin, które dostają niezabezpieczone niczym, nieprzeliczone karty – tłumaczył w TV Republika Marcin Dybowski z RKW.
Zaledwie kilka dni temu na łamach portalu niezalezna.pl informowaliśmy, że coraz bardziej niepokojące sygnały dotyczące organizacji wyborów prezydenckich docierają do naszej redakcji od przedstawicieli Ruchu Kontroli Wyborów. Wówczas sprawa dotyczyła budzącego i tak spore kontrowersje głosowania korespondencyjnego. Z rozsyłanych w pakietach wyborczych informacji wynikało bowiem, że głos oddać mogą nawet osoby, które nie mają... polskiego obywatelstwa.
CZYTAJ WIĘCEJ: Cudzoziemcy wybiorą nam prezydenta? Osoby bez polskiego obywatelstwa mogą głosować
Okazuje się, że to nie jedyny skandal związany z głosowaniem korespondencyjnym. Marcin Dybowski z RKW zauważa, że sporym zagrożeniem podczas wyborów może być fakt, że głosy oddane korespondencyjnie nie są zliczane osobno.
- Głosy oddane korespondencyjnie mają być zmieszane ze wszystkimi innymi głosami tak, że obwodowa komisja wyborcza ma zakaz policzenia tych głosów osobno. Nie możemy być przekonani, że ponad 99 proc. tych głosów nie jest oddane na jedynie słusznego kandydata, ponadto to jest korupcjogenne – wyjaśnia Dybowski.