Wygląda to nader podejrzenie, ale jeśli wierzyć słowom Iwony Sulik (przy sprawie córki mówiła, że od ukończenia studiów może liczyć tylko na siebie), to mamy do czynienia z wyjątkowym zbiegiem okoliczności. Takim, w który trudno uwierzyć.
Ewa Kopacz i Iwona Sulik przyjaźniły się od dawna. Pierwszą pracą mężowi Sulik miała załatwić będąc jeszcze ministrem zdrowia. W 2009 r. - jak opisuje "Fakt" - do gry wkroczył lojalny protegowany Kopacz, Wojciech Kutyła - dyrektor generalny resortu, który zasiadał jednocześnie w radzie nadzorczej Narodowego Funduszu Zdrowia. I tam właśnie zaczął pracę Robert Sulik. Został specjalistą w Departamencie Gospodarki Lekami.
W 2011 roku ministerstwo zdrowia objął Bartosz Arłukowicz. Kutyła odchodzi z resortu, Sulik rezygnuje z pracy w NFZ.
„Kopacz była już marszałkiem Sejmu, a jej ulubieniec Sławomir Nowak (41 l.) – ministrem transportu odpowiadającym także za PKP. To pewnie przypadek, że mąż rzeczniczki odnalazł się w PKP...” – czytamy w gazecie.
Później jednak Nowak zaczął mieć kłopoty. Ale nie Robert Sulik - twierdzi tabloid.
Wojciech Kutyła w kwietniu 2012 r. został mianowany przez marszałka Sejmu Ewę Kopacz, wiceprezesem Najwyższej Izby Kontroli. A w listopadzie 2013: „Robert Sulik przeszedł procedurę naboru w NIK. Jest tam starszym specjalistą w dziale strategii kontroli. Zarabia średnio 7500 zł plus dodatki” – opisuje tabloid.
W październiku 2014 r Sulikowie rozwiedli się. Czy teraz mąż byłej rzecznik rządu, z równą łatwością, nadal będzie zatrudniany na intratnych rządowych posadach?