Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Niepokonani

W jednym ze szpitali w Kalkucie przez kilka tygodni przechodziła rekonwalescencję grupa Polaków, którzy w czasie II wojny światowej uciekli ze zsyłki w Jakucji.

Autor:

W jednym ze szpitali w Kalkucie przez kilka tygodni przechodziła rekonwalescencję grupa Polaków, którzy w czasie II wojny światowej uciekli ze zsyłki w Jakucji. Zachowały się rachunki, które za ich pobyt płacił polski rząd.

Pielęgnowałem w sobie nienawiść. Do morderców, katów, tchórzy. Trzydzieści lat temu było dla mnie oczywiste, że mam do niej prawo, więcej, że nienawiść jest najbardziej naturalną reakcją młodego mężczyzny na przemoc, pozbawianie godności, upokarzanie. I zszokowała mnie wtedy piosenka, której refrenem była modlitwa: Ale strzeż mnie od nienawiści. Jak to, ktoś mi chce zabronić nienawidzenia, tych którzy na nienawiść zasługują?

Pielęgnuję dziś w sobie myśl, że istnieją dwie Polski. Że ludzie myślący i czujący zupełnie inaczej nie muszą być, co do jednego, członkami piątej kolumny. Że mają prawo do przeżywania swej polskości zupełnie inaczej niż ja.

Są widzący sprawę prościej. Dla nich „Gazeta Wyborcza”, TVN to narzędzia niszczenia Kościoła, instytucje będące emanacją środowisk, działających na szkodę narodowej wspólnoty.

Myślę o tym, przyglądając się reakcji "Gazety Wyborczej" na film Petera Weira o gułagu. Najnowszy obraz twórcy Pikniku pod wisząca skałą i Stowarzyszenia Umarłych Poetów jest pierwszą hollywoodzką superprodukcją o sowieckich zbrodniach przeciwko ludzkości.

Świat Zachodu wie o zbrodniach nazistowskich, nie ma natomiast pojęcia o ludobójstwie komunistycznym. Chińskim i bolszewickim. W zachodniej Europie i USA wielu ludzi w ogóle nie słyszało o gułagu!

The Way Back w Polsce będzie miał premierę 8 kwietnia pod tytułem Niepokonani. A oparty jest w dość luźny sposób na książce Sławomira Rawicza, oficera armii Andersa, opowiadającej o ucieczce grupy łagierników z Syberii do Indii. Prawdziwym bohaterem filmu jest jednak zbiorowość: los setek tysięcy Polaków deportowanych w latach 1939–1941 w głąb Związku Sowieckiego. Jedna czwarta z nich nie miała 14 lat. W filmie znalazło miejsce wiele scen z Innego świata Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i Mojego wieku Aleksandra Wata. W Hollywood dawno nie nakręcono filmu tak dobrze mówiącego o Polakach.

Film jest zrobiony świetnie, niezwykle realistycznie. I wyraziście. Konający z głodu, zamarzający w trakcie pracy ponad siły katorżnicy, bezwzględni strażnicy. Terror, nędza, gwałt, strach, poczucie beznadziei. Enkawudziści, panowie życia i śmierci. Więźniowie, niewinne ofiary.

Film zaatakowała „Gazeta Wyborcza”. Kwestionuje możliwość takiej ucieczki. Ale to mniej ważne. „Wyborcza” zaatakowała przewidywane emocje polskich odbiorców tego filmu. „Co takiego tkwi w naszym narodzie, że jesteśmy w stanie uwierzyć w ewidentną bajkę, byle tylko przedstawiano nas jako bohaterów?”

Skąd taka reakcja? Przeciwko bajkom o Kinseyu czy Che Guevarze nie protestowali. Co takiego jest w tych ludziach? Dlaczego boją się, że miliony zobaczą Gułag? Dalej są po stronie kontr/rewolucji bolszewickiej? Czemu się boją tego, że niezwykle realistyczny obraz komunistycznego ludobójstwa zobaczy cały świat? Dlaczego utożsamiają się ze Stalinem zamiast cieszyć się, że można wreszcie oddać sprawiedliwość ofiarom Gułagu? Dlaczego nie czują satysfakcji, że zaczyna pękać lodowiec kłamstwa, mrożący umysły milionów ludzi na całym świecie?

Sławomir Rawicz z łagru nie uciekł, został z niego zwolniony, by trafić do armii Andersa. Najprawdopodobniej ukradł opisywaną historię innemu więźniowi. Ale to nie dowód na prawdziwość twierdzenia autora „Wyborczej”, że taka ucieczka „nie była możliwa”. W „Rzeczpospolitej” Piotr Zychowicz przywołuje wyniki badań historycznych na ten temat. Okazuje się, że w jednym ze szpitali w Kalkucie przez kilka tygodni przechodziła rekonwalescencję grupa Polaków, którzy uciekli z Jakucji. Zachowały się rachunki, które za ich pobyt płacił polski rząd. Oficer brytyjskiego wywiadu, do którego dzieci dotarł Peter Weir opowiadał im o grupie Polaków, którym udało się przedostać z ZSRS do Kalkuty. W ubiegłym roku trzem Polakom – Tomaszowi Grzywaczewskiemu, Bartoszowi Malinowskiemu i Filipowi Drożdżowi – udało się pieszo przebyć trasę Jakucja – Kalkuta w pół roku. Przebycie takiej trasy leży w fizycznych możliwościach człowieka. A więźniowie byli śmiertelnie zdeterminowani.

Piesze ucieczki dziadków, stryjów z Syberii dla wielu polskich rodzin są częścią ich historii. Oczywistością.

Ale ludzie „Wyborczej” zaprzeczają oczywistości. Dlaczego? Bo to było niemożliwe i już.

Dlaczego niektórzy Polacy nie są zdolni do pozytywnego utożsamienia się z losem swej wspólnoty? Dlaczego muszą odbrązawiać jej historię nawet wbrew faktom? Skąd ten odruch, który sprawia, że nie są zdolni razem ze wspólnotą cieszyć się z odkłamania niezwykle istotnego fragmentu polskich losów?

Podobny mechanizm obserwuję w zetknięciu niektórych nam współczesnych z Kościołem. Najbardziej radykalnych jego reformatorów znaleźć można wśród osób, które do niego nie należą. Dlaczego?

Być może sprawa jest prosta. Człowiek nowożytny, ukształtowany przez kontr/kulturę, chce całkowicie kontrolować swoje życie. Chce decydować o wszystkim, co wpływa na jego samopoczucie. Istnienie Kościoła i narodu postrzega jako ograniczenie wolności wyboru. Ale okazuje się, że ich zniszczenie jest niemożliwe, mimo wielu prób podejmowanych od czasów rewolucji francuskiej. Więc zmuszony jest do kohabitacji. Decyzja o życiu poza Kościołem nie jest trudna. Ale poza indywidualnymi przypadkami nie da się przestać być Polakiem. Coś trzeba z tym fantem zrobić.

Ci ludzie wstydzą się naszej historii, źle się czują w polskiej skórze. Próbują nam wmówić, że musimy się jej wstydzić. Że jesteśmy radykalnie gorsi od Holendrów, Anglików, Francuzów czy Niemców. Nie jesteśmy. Mamy epizody wstydliwe, ale ma je każdy naród. Od decyzji czy ci ludzie są częścią naszej wspólnoty, czy jej wrogami wiele zależy.

Autor:

Źródło: