Na antenie RMF FM szef MSW przekonywał, że „tak naprawdę wczoraj na ulicy to były ideowe dzieci PiS”.
- To przecież od PiS-u słyszeliśmy jeszcze jakiś czas temu wypowiedzi, że to są ludzie, którzy są po prostu szczerymi, polskimi patriotami. (...) Przecież mamy do czynienia z bardzo jednoznacznym środowiskiem - środowiskiem narodowców poprzerastanych bandyterką stadionową. I te środowiska są nie do rozdzielenia. Mówię to od samego początku. Mamy problem z pewnym marginesem w Polsce, który jest określany kibolskim, a który jest bardzo często marginesem bandyckim – tłumaczył Bartłomiej Sienkiwicz.
Na antenie radiowej „Jedynki” szef MSW również straszył PiS-em:
- Chcę powiedzieć, że z jednej strony to środowiska PiS przez lata hodowały tzw. patriotów stadionowych wychwalając ich miłość do ojczyzny i próbując wytłumaczyć wszystkim Polakom, że to są szczególnie przejęci Polską młodzi ludzie, którzy muszą znaleźć ujście dla swojego patriotyzmu. W momencie kiedy się okazało, że mamy do czynienia z prostą bandyterką PiS po prostu uciekł do Krakowa. Przestraszyli się trochę własnych dzieci – mówił Bartłomiej Sienkiewicz
Ostatecznie jednak szef MSW zmienił zdanie i na antenie RMF FM stwierdził, że wczorajsze wydarzenia w sumie miały „niewiele wspólnego” z Jarosławem Kaczyńskim.
- Mamy od trzech lat problem z tym marginesem społecznym. I to jest to samo środowisko, które działa w Chorzowie, i na plaży, i w Białymstoku, i w Poznaniu, i na Śląsku i w Warszawie na Legii. To jest dokładnie to samo środowisko – stwierdził minister spraw wewnętrznych.