W budżecie brakuje 24 miliardów. Dziwi to pana?
- Mądry człowiek powinien dostosowywać wydatki do swoich przychodów. Natomiast państwo dostosuje przychody do wydatków. Dlatego ten budżet nie tak wielkiego znaczenia. On się opiera na założeniach, które jak się skoryguje w jedną czy drugą stronę to zmieniają się całkowicie wyniki. Nie przywiązuję więc nadmiernej wagi do czegoś takiego jak budżet państwa. Więc się specjalnie tym nie przejmuję, że zmienione zostanie jedno czy drugie założenie. Natomiast można być pewnym tego, że przy takim deficycie spór o OFE zostaje rozstrzygnięty. Już jest po OFE.
Komu rząd będzie teraz zabierał? Biednym czy bogatym?
- Wszystkim. Rząd nie ma przecież żadnych innych pieniędzy oprócz tych, które zabierze podatnikom. Żadnych innych. W związku z tym udaje, że zabiera bogatym i daje biednym. Nie jest to prawdą, bo bogatych jest za mało aby dać biednym. Zabiera więc jednym biednym, aby dać innym biednym. I odwrotnie. Bogaci się tym specjalnie nie przejmują, dzięki temu są dalej bogaci.
Myśli pan, że brak tylu pieniędzy był zaskoczeniem dla ekipy rządzącej?
- Jeżeli w rządzie pracuje ktoś, kto cokolwiek czyta – to nie powinno być to zaskoczeniem. Mówiliśmy już od końca ubiegłego roku, że założenia są idiotyczne i budżet trzeba będzie korygować.
Patrząc na to co się dzieje, można odnieść wrażenie, że Polska zbliża wielkimi krokami do kryzysu?
- Mam nadzieję. Jak jest dobrze to ludzie nie czekają na zmiany. Chcą ich jak jest im źle. 14 lat funkcjonował absurdalny system emerytalny i jak on się rozwalił to zdaje się został zlikwidowany jeden niepotrzebny element. Za jakiś czas trzeba będzie po OFE zlikwidować ZUS w takiej postaci w jakiej teraz istnieje. Zbliżamy się do momentu, że trzeba będzie pomyśleć o emeryturze równej dla wszystkich bez żadnych przywilejów, po drugie o finansowaniu jej z innego podatku niż składka ubezpieczeniowa. Tak będzie z innymi wydatkami państwa. Rząd nie będzie więc wydawał pieniędzy na rzeczy zbędne i będzie musiał przeprowadzać konieczne zmiany systemowe.