Członkowie gabinetu Donalda Tuska są zadłużeni łącznie na ponad 9 mln zł. Ich roczne dochody to 3 mln zł. – Państwem zarządzają podobnie jak swoimi budżetami domowymi, czyli dobrobyt na kredyt – komentuje Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK-ów.
Z danych zamieszczonych w oświadczeniach majątkowych premiera i jego ministrów wynika, że w kredytach tonie minister środowiska Marcin Korolec. Wziął dwa, i to we frankach szwajcarskich. Ich łączna wartość w przeliczeniu na złotówki to niemal 3,5 mln zł. Wysoko wśród dłużników plasuje się minister sportu. Joanna Mucha zaciągnęła w bankach kredyty na ponad 900 tys. zł.
W czołówce jest także wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski, który ma do spłaty ok. 825 tys. zł. W przeciwieństwie do swoich koleżanek i kolegów z rządu nie musi się martwić, skąd weźmie środki na pokrycie zadłużenia, gdy pożegna się ze stanowiskiem. Rostowski poza wicepremierowską pensją przekraczającą rocznie 200 tys. zł ma jeszcze inne dochody. W ubiegłym roku zarobił ekstra 45 tys. funtów brytyjskich, czyli prawie ćwierć miliona złotych. Ma trzy domy i pięć mieszkań, być może je wynajmuje (w oświadczeniu majątkowym nie napisał, w jaki sposób zarobił wspomniane 45 tys. funtów). Ponadto zaoszczędził łącznie 1,5 mln zł. Część tych pieniędzy ulokował w brytyjskich funduszach emerytalnych (271 tys. funtów brytyjskich). Dostatnią starość ma zapewnioną, nie musi liczyć na ZUS. Co ciekawe, Rostowski pcha Polskę do strefy euro, a sam nie oszczędza w tej walucie (oficjalnie na koncie ma tylko 4 tys. euro). Stawia na funta, ale trzyma na koncie także złotówki.
Europejskiej walucie nie ufa też minister spraw zagranicznych, co nie przeszkadza mu mówić o konieczności jej obrony. Radosław Sikorski stawia na dolara, fundusze inwestycyjne i papiery wartościowe. Nawet na emeryturę odkłada w „zielonych" (na funduszu emerytalnym zgromadził 27 tys. dol.).
Donald Tusk, podobnie jak Rostowski i Sikorski, nie wierzy w świadczenia z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Większość swoich oszczędności ulokował w różnych funduszach, w tym w emerytalnych (na ten ostatni wpłacił już 81 tys. zł).
W ocenie Andrzeja Sadowskiego, ekonomisty Centrum im. Adama Smitha, członkowie rządu biorą kredyty, bo wierzą w trwałość swojej pracy. Jednak coraz niższe poparcie społeczne dla rządu pokazuje, że ich wiara może się okazać zwykłą naiwnością.
Cały tekst ukazał się w weekendowej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Wojciech Kamiński