Miesiąc temu Energa SA wycofała się z projektu budowy w Ostrołęce nowego bloku elektrowni na węgiel, którego koszt szacowano na 7 mld zł. Stara siłownia jest już w fatalnym stanie i konieczne będzie jej zamknięcie. Wstrzymany projekt miał już wszystkie pozwolenia, wycięto 85 ha lasu, zrobiono kanalizację i wodociąg, podprowadzono drogę i zaczęto modernizację odcinka kolejowego. Do momentu wstrzymania prac wydano już co najmniej 200 mln zł.
Na tę inwestycję liczyli mieszkańcy miasta. Miały powstać nowe miejsca pracy. Przedsiębiorcy układali plany z myślą o wielkiej budowie i nowoczesnym zakładzie pracy. Lokalna firma deweloperska rozpoczęła budowę mieszkań.
Poseł Arkadiusz Czartoryski, były prezydent Ostrołęki, dziwi się, dlaczego Energa zrezygnowała z inwestycji, którą sama uznawała za kluczową z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego kraju. Powołuje się też na umowę koncernu z operatorem sieci PSE Operator nt. warunków przyłączenia nowego bloku w Ostrołęce, w której stwierdzono, że budowa nowego bloku jest niezbędna dla bezpieczeństwa krajowego systemu elektroenergetycznego. Posłowie PiS pytali w Sejmie rząd, kto poniesie odpowiedzialność za to, że setki milionów wyrzucono w błoto. – To sabotaż, nadający się do prokuratury – mówiła Krystyna Pawłowicz.
Minister się broni
W odpowiedzi minister Budzanowski stwierdził, że w 2012 r. spółki skarbu państwa zaczynają budowę ośmiu bloków energetycznych, a dziewiąty ma zbudować koncern EDF. Dzięki temu w 2020 r. Polska będzie dysponowała – według ministra – mocą 41 GW, a potrzeby kraju szacowane są maksymalnie na 39 GW, dlatego nie ma miejsca na kolejny 1 GW z Ostrołęki. Minister zaznaczył przy tym, że rozumie obawy dotyczące budowy w Kaliningradzie elektrowni jądrowej i ewentualnego importu stamtąd prądu, jednak zapewnił, że takiej możliwości nie ma i nie będzie z uwagi na to, że będziemy mieli ogromną ilość własnej nowej energii.
Grupa Energa, właściciel elektrowni w Ostrołęce, twierdzi, że przerwała przygotowania, bo nie udało się jej znaleźć finansowania. Kiedy jednak poseł Arkadiusz Czartoryski udał się wraz z senatorem Robertem Mamątowem do siedziby zarządu Energi SA, parlamentarzyści nie uzyskali wglądu do żadnych dokumentów. Przez 8 godzin nikt z władz spółki nie znalazł czasu nawet na spotkanie z nimi. Niczym zakończyła się też druga wizyta w spółce. Poseł Czartoryski poinformował „Gazetę Polską Codziennie”, że po tym incydencie zawiadomił prokuraturę o uniemożliwieniu mu przez władze spółki wykonywania obowiązków posła. Zbiera też dokumenty dotyczące podejrzenia działalności na szkodę spółki, polegającej na marnotrawstwie środków. Poseł zamierza też zwrócić się do Najwyższej Izby Kontroli o zbadanie sprawy wstrzymania budowy.
Grupa Energa produkuje, dostarcza i sprzedaje prąd do 2,5 mln gospodarstw domowych i ponad 300 tys. zakładów przemysłowych. Zatrudnia 11 tys. osób. Energa jest operatorem systemu dystrybucyjnego na obszarze jednej czwartej powierzchni Polski. Eksploatuje blisko 200 tys. km linii elektrycznych. W ub.r. podwoiła zysk, osiągając najlepszy wynik finansowy w historii spółki. Jej zysk netto wyniósł 755 mln zł. Aktualne dane wskazują, że w tym roku będzie on jeszcze większy.
Atomowy prąd dla Polski
Co ciekawe, zainteresowani wejściem w dziurę energetyczną w północno-wschodniej Polsce są Rosjanie. W tym celu budują od lutego elektrownię atomową w Kaliningradzie. Mają tam stanąć dwa reaktory o łącznej mocy 2,4 GW, czyli kilkakrotnie przekraczającej potrzeby tego okręgu. Andriej Timonow, sekretarz prasowy Rosenergoatomu, ujawnił, że Rosjanie rozpatrują trzy scenariusze eksportu energii z Kaliningradu. Pierwszy z nich to eksport na Litwę, drugi do Polski, a trzeci do Niemiec i innych krajów nadbałtyckich.
Zdaniem byłego unijnego koordynatora do spraw budowy połączeń sieci energetycznych i eksperta ds. energetyki prof. Władysława Mielczarskiego Rosjanom będzie bardzo trudno znaleźć nabywcę na energię produkowaną w Kaliningradzie, bo obwód ten ma już nadmiar energii, którą zapewniają mu dwie siłownie zasilane gazem. Litwa również nie potrzebuje większej ilości energii elektrycznej niż ta, którą obecnie importuje z Rosji. Nie ma również popytu na taką ilość energii na Łotwie i w Estonii.
– Z kolei wariant połączenia wzdłuż gazociągu Nord Stream do Niemiec to ponad 500 km kabla, a więc niewyobrażalne koszty – twierdzi Mielczarski. Nawet jeśli ta energia byłaby doprowadzona do Niemiec, to trudno byłoby ją zagospodarować, bo na północy tego kraju jest nadpodaż energii. Również kraje skandynawskie mają bardzo dużo energii. W związku z tym najbardziej pożądaną opcją dla Rosjan byłoby przesyłanie energii do Polski, jednak ta decyzja wymagałaby przebudowy polskiego systemu elektroenergetycznego. Mielczarski ocenia koszty tej przebudowy na 5–10 mld zł. – Za to musieliby zapłacić odbiorcy energii w Polsce – podkreślił ekspert.
Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"

Reklama