„Gazeta Polska Codziennie” od wczoraj pisze o operacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego o kryptonimie „Alfa”. Chodziło o korupcję m.in. sięgającą sędziów Sądu Najwyższego. Dzisiaj I prezes Sądu Najwyższego Stanisław Dąbrowski oraz szef Izby Cywilnej Tadeusz Ereciński i sędziowie Izby wydali oświadczenia, które opublikowała Polska Agencja Prasowa. Wyrazili "oburzenie oraz zdecydowany protest przeciwko bezpodstawnemu pomawianiu niektórych sędziów Izby o działania korupcyjne i zachowania niezgodne z etyką sędziowską".
"Zawarte w doniesieniach prasowych spekulacje, pełne sprzeczności i niedomówień, nieprawdziwe i niemające pokrycia w faktach, w sposób niedopuszczalny podważają autorytet sędziów i zaufanie do najwyższego organu wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Powoływanie się na niesprawdzone, pochodzące z niewiadomego źródła informacje narusza standardy obowiązujące w państwie prawa, nie służy umacnianiu instytucji Państwa, godzi nie tylko w autorytet sędziów Sądu Najwyższego, ale również w autorytet Państwa" – napisali w oświadczeniu.
Zabrakło jednak konkretów. „Codzienna” podała nazwiska, daty, fakty. Do tego sędziowie Sądu Najwyższego się nie odnieśli. Poza ogólnikowym stwierdzeniami w oświadczeniu brak konkretów. Najzabawniejsze jest, że prezes Dąbrowski zapewnia, iż nie było zdarzeń opisanych przez dziennikarzy „GPC”, a równocześnie oświadcza, że zwrócił się do prokuratury o informacje na temat tajnego śledztwa. Czyli jeszcze nie wie co wydarzyło, ale już temu zaprzecza… Tak na wszelki wypadek? Z tej samej depeszy PAP wynika jakoby prezes Dąbrowski podkreślił, że nie ma żadnych informacji "pozwalających rzucać cień podejrzenia na nieskazitelność charakteru któregokolwiek z sędziów SN". Skąd to wie, skoro nie zna akt sprawy? Kto jak kto, ale sędzia – i to Sądu Najwyższego – powinien najpierw poznać materiał dowodowy, a dopiero później wygłaszać oświadczenia. Gdy jest na odwrót to trudno o "zaufanie do najwyższego organu wymiaru sprawiedliwości w Polsce".
Publikacje „GPC” wywołały ogromne poruszenie. I nie wszystkim to najwyraźniej się podoba. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie już ogłosiła, że chce zbadać, jak doszło do przecieku informacji z jej śledztwa do "Gazety Polskiej Codziennie".
Dziennikarze "Codziennej", którzy zajmują się sprawą, podkreślają, że wszystkie opisane przez nich zdarzenia miały miejsce i znajdują odzwierciedlenie w materiałach sprawy.

