Prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski przechodzi do kontrataku. Twierdzi, że nagrania opublikowane przez „Codzienną” i portal Niezależna.pl zostały zmanipulowane. A także kuriozalnie tłumaczy się, że nie mógł „pogonić” kancelarii premiera.
Ryszard Milewski twierdzi, że cała sprawa to „ohydna prowokacja” i oświadcza, że
nie ma zamiaru podawać się do dymisji, ponieważ „feruje się wyroki zamiast szukać sprawcy prowokacji”.
Prezes gdańskiego sądu okręgowego twierdzi, że po otrzymaniu maila od „osoby podającej się za ministra Arabskiego” zawiadomił o wszystkim ABW, prokuraturę i Ministerstwo Sprawiedliwości i domagał się ścigania sprawcy prowokacji.
Pytany przez dziennikarza, dlaczego w ogóle nie „pogonił” kogoś, kto podaje się za asystenta szefa kancelarii premiera i wydaje mu jako prezesowi sądu polecenia, stwierdził, że nie mógł „pogonić” kancelarii premiera.
- Trudno rozmawiając z kancelarią premiera pogonić. No jak ja go miałem pogonić – tłumaczy się Ryszard Milewski.
Prezes sądu, który nie potrafi uciąć rozmowy z politykiem, tylko prosi go o instrukcje i wykonuje polecenia, a później tłumaczy się, że nie mógł „pogonić” rozmówcy, ponieważ reprezentował on kancelarię premiera, kompromituje się jeszcze bardziej. I powoduje, że "niezależność sędziowska" staje się jedynie wyświechtanym frazesem.
Źródło:
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
pł