Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Służba przechodzi z ojca na syna

Gdy tylko pojawia się jakaś sprawa ważna dla elit III RP, a zwłaszcza na linii kondominium–Centrum, okazuje się, że rozwikłanie jej powierza się ludziom ze środowiska sowieckiego desantu wscho

Autor:

Gdy tylko pojawia się jakaś sprawa ważna dla elit III RP, a zwłaszcza na linii kondominium–Centrum, okazuje się, że rozwikłanie jej powierza się ludziom ze środowiska sowieckiego desantu wschodniego. Czy to znaczy, że inni nie są godni zaufania lub nie potrafią zaciemnić dochodzenia, zatuszować złodziejstwa, zbrodni czy zdrady? Oczywiście potrafią, ale najważniejsza jest wspólnota interesów.

Ostatnie wydarzenia w sprawie smoleńskiej wykazały, jak ścisły jest związek elit III RP, zwanej często Ubekistanem, ze służbami dawnego centrum.

Prowadzący śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej Jarosław Sej jest synem płk. Jerzego Seja, który w 1987 r., a więc już w trakcie demontowania komunizmu przez KGB, odbył specjalistyczny kurs GRU i był związany z sowieckimi służbami wojskowymi. W latach 80. płk Sej był I sekretarzem Komitetu Politycznego II Zarządu Sztabu Generalnego (wywiad wojskowy), a po 1991 r. współpracował z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, za co został odznaczony w 1994 r. przez Lecha Wałęsę (zarejestrowanego jako TW „Bolek”).

Z ramienia Naczelnej Prokuratury Wojskowej nadzór nad śledztwem smoleńskim sprawuje płk Zenon Serdyński, który w stanie wojennym oskarżał opozycjonistów przed sądami doraźnymi. To za jego sprawą Franciszek Bagnucki trafił na rok do więzienia za wywieszenie ulotki. Takie prokuratorskie doświadczenie jest w państwie Tuska na wagę złota.

Za swoje osiągnięcia prokurator płk Serdyński został odznaczony w 2002 r. przez Aleksandra Kwaśniewskiego (zarejestrowanego jako TW „Alek”).

Naczelną Prokuraturą Wojskową kieruje gen. Krzysztof Parulski, który karierę prokuratora rozpoczął w stanie wojennym.

Następne pokolenie

Środowisko postsowieckie w Polsce, zwłaszcza potomstwo sowieckiej agentury, podnosi wielkie larum, krzycząc, że jest krzywdzone przez nienawistników, ponieważ nie grzebie się w życiorysach rodziny, bo dzieci nie odpowiadają za czyny swoich rodziców.

W rzeczywistości chodzi im o osiągnięcie podwójnego celu: ukrycie przeszłości i faktu, że swoją pozycję zawdzięczają rodzicom z desantu wschodniego i ich powiązaniom, czyli ich pracy dla zaborcy, a nie dla Polski.

Klasycznym przykładem takiej kariery jest gwiazda reżimowych mediów. Gdyby w Polsce była normalna konkurencja, córka pułkownika SB Tadeusza Olejnika mogłaby co najwyżej zostać Miss Skupu Butelek albo mistrzynią sztucznej inseminacji krów, co jest zajęciem wprawdzie trudniejszym, ale bardziej pożytecznym i w dodatku nie wymaga kłamania.

Samouwłaszczenie agentury sowieckiej pozwoliło jej na przekazanie swoich pozycji dzieciom. Zamknięcie dróg awansu przed młodzieżą wywodzącą się spoza tego środowiska gwarantowało z kolei brak konkurencji. W III RP wystarczy mieć odpowiedniego tatusia czy wujka, by kariera stała otworem. Ukrywanie powiązań rodzinnych jest więc w interesie grupowym tych ludzi, a zatem ma charakter na wskroś racjonalny. Gdyby bowiem zbadać przeszłość rodzinną „młodych, zdolnych”, okazałoby się, że nie ma tam prawie nikogo, kto nie zawdzięcza czegoś służbom. I zaraz pojawiłoby się pytanie: dlaczego?

Mord założycielski

Każdą grupę mafijną – jak pisze Andrzej Zybertowicz – spaja „mord założycielski”. Nic bowiem tak dobrze nie łączy jak wspólnie popełniona zbrodnia lub podłość. W wypadku drugiego i trzeciego pokolenia desantu wschodniego jest to wspólna przeszłość grupowa zdrajców Polski i bezpieczniackiej agentury. To ona każe im trzymać się razem i uaktywnia szósty zmysł natychmiastowego rozpoznawania „nie swoich”, co pozwala na ich szybką eliminację. Co znów jest racjonalne, ponieważ osoby niezwiązane „mordem założycielskim” stanowią zagrożenie dla grupy i jej interesów. I najważniejsze – takim ludziom nie można powierzyć żadnej poważniejszej sprawy, nawet gdyby byli zdeprawowani, gdyż nie dają rękojmi lojalności grupowej.

A teraz spójrzmy od drugiej strony, czyli z moskiewskiego Centrum. Gdzie mają rosyjskie służby szukać współpracowników? Logiczne jest, że wśród swoich. W rodzinach, gdzie już dziadkowie i ojcowie pracowali dla NKWD/KGB lub Smiersz/GRU. I nie chodzi tu o bogate archiwa na Łubiance, ale znów o wspólnotę interesów. Wolna Polska jest przecież zagrożeniem zarówno dla Rosji, jak i postsowieckich elit. A co będzie robiło kolejne pokolenie, jeśli tatuś i mamusia nie ustawią w jakiejś ubeckiej firmie lub instytucji, gdyż takie zostaną zlikwidowane, kiedy państwo zacznie normalnie funkcjonować, biznes przestanie opierać się na korupcji, a media przestaną płacić za kłamstwo i podłość? Gdy zacznie być wymagana wiedza? Katastrofa!

Z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa wszystkie osoby rodzinnie związane z komunistycznymi służbami i Sowietami, chociażby przez fakt studiowania tam, stanowią security risk. Oznacza to, że możliwość obecnej pracy dla Rosji jest tak duża, iż nie powinny być dopuszczane do spraw ważnych dla bezpieczeństwa państwa. Skoro zaś w Ubekistanie tylko takim osobom powierza się najważniejsze sprawy, wskazuje to, że jesteśmy terytorium zależnym od Łubianki, która ma u nas wszechpotężne lobby.

Całość artykułu w tygodniku “Gazeta Polska”



Autor:

Źródło:

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane