Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polska

Magiel-show

Tokujący do siebie współpracownicy Urbana, pitbule Tuska i kilka rozwrzeszczanych bab na dłuższą metę zanudzą publikę. I czar reżimowych gwiazd pryśnie.

Autor:

Tokujący do siebie współpracownicy Urbana, pitbule Tuska i kilka rozwrzeszczanych bab na dłuższą metę zanudzą publikę. I czar reżimowych gwiazd pryśnie. By tak się stało, w głowach niektórych polityków i publicystów musi się pojawić ta jakże odkrywcza myśl, iż zaspokajanie potrzeb własnego ego to nie jedyna misja, którą przyszło im w życiu wypełniać.

Wszystkie znane publiczne informacje dotyczące okoliczności katastrofy smoleńskiej, dowody na celowe niszczenie wraku, zaniechanie badań ciał ofiar wskazują, iż 10 kwietnia na terenie Federacji Rosyjskiej doszło do zamachu, a nie wypadku lotniczego. Niezależni eksperci współpracujący z zespołem parlamentarnym kierowanym przez Antoniego Macierewicza zakwestionowali wszystkie najważniejsze ustalenia MAK i tzw. komisji Millera. Ale nie doczekali się naukowej riposty. Żaden ze specjalistów badających przyczyny katastrofy pod przewodnictwem byłego ministra spraw wewnętrznych nie zorganizował konferencji prasowej, na której merytorycznie odniósłby się do wyników badań choćby profesora Biniendy. Wprost przeciwnie – wszyscy zapadli się pod ziemię. Zniknęli. Popłoch doprawdy musi być ogromny, skoro najpoważniejszym argumentem przeciwko tezom niezależnych ekspertów było powtarzane w nieskończoność przez prorządowe media stwierdzenie pewnego karateki, „że każdy chłop na wsi wie, że brzoza jest bardzo twarda”. I do tego właśnie sprowadza się dyskusja między tymi, którzy chcą rzetelnego śledztwa, a głosicielami dogmatu o nieomylności i niewyczerpanej uczciwości MAK: nowoczesne badania naukowe kontra ludyczne banały.

Przed totalną kompromitacją chroni tych drugich jedynie szczelny kordon propagandowy. Grubiańskie słowotoki Niesiołowskiego, Palikota et consortes i zapodający je swoim słuchaczom czy widzom prorządowi żurnaliści są ostatnim bastionem kłamstwa smoleńskiego. Ale należy go eliminować ignorowaniem, a nie szturmem. Ten propagandowy potwór oddycha pełną piersią jedynie w atmosferze rodem z magla. Lepiej go zatem omijać, niż wdawać się w organizowane przez niego ustawki. Reżyserowane przez zwierzę z kitą mordobicia czy szarpaniny ze znawczynią problemów skupu butelek to nie sposób na dotarcie ze swoimi racjami do widzów, tylko głupota. W dodatku wyjątkowo szkodliwa. Wiele miesięcy temu pisaliśmy na łamach „Nowego Państwa”, iż skuteczna propaganda musi mieć pozory rzetelności. I właśnie w roli uwiarygodniaczy i ofiar zarazem produkują się w każdym magiel-show goście spoza świata propagandy. Bez ich krwi nie byłoby tych igrzysk, a bez igrzysk nie byłoby gapiącej się gawiedzi. Rozsądek kazałby powiedzieć: basta.

Tokujący do siebie współpracownicy Urbana, pitbule Tuska i kilka rozwrzeszczanych bab na dłuższą metę zanudzą publikę. I czar reżimowych gwiazd pryśnie. By tak się stało, w głowach niektórych polityków i publicystów musi się pojawić ta jakże odkrywcza myśl, iż zaspokajanie potrzeb własnego ego to nie jedyna misja, którą przyszło im w życiu wypełniać.

Jeśli w Smoleńsku doszło do zamachu, to co dalej? Prawo i instytucje międzynarodowe, których Rzeczpospolita jest członkiem, dają nam wiele możliwości na rzetelne wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Bez lęku i groźby wojny. Przeciwnie – w tym numerze „NP” publikujemy tekst znanej rosyjskiej opozycjonistki Walerii Nowodworskiej, która nie ma wątpliwości, iż prawda o tragedii z 10 kwietnia może wpłynąć również na zmianę oblicza Rosji. Ten miesięcznik jest początkiem dyskusji na ten temat.




Reklama

Autor:

Źródło:
Reklama