Polaków wtłacza się w niższe standardy, zrównuje w dół. Zamiast wykorzystać energię społeczną i budować równowagę na wyższym poziomie, rząd dopasowuje ludzi do swojej „luzackiej” wizji systemu. Nie tworzy instytucji, które popchnęłyby ich do działania, do rozwiązywania zadań, które stoją przed Polską - z profesor Jadwigą Staniszkis rozmawia Samuel Pereira.
Czy rząd dotrwa do końca kadencji?
Obawiam się, że tak. Z paru powodów. W Polsce ponad połowa ludzi sfrustrowanych polityką partii rządzącej przy okazji kolejnych wyborów przechodzi do grupy niegłosujących, a nie do opozycji. Dlatego że obserwując spolaryzowanie wizji PO i PiS-u, nie widzą wielu możliwości manewru w polityce. Jednocześnie cena indywidualna, którą się płaci za niepoprawne poglądy, jak np. w sprawie Smoleńska, powoduje, że ludzie się wycofują i nie angażują politycznie. Uważają, że polityka niewiele może, a cena za przejście na orientację opozycyjną – ze względu na te wszystkie uwikłania i klientelizmy, które opanowały Polskę od góry do dołu – jest dla wielu z nich zbyt wysoka. PO mówiąc wprost o słabości, o tym, że niczego nie da się zmienić, zdobyła legitymizację dla swojej władzy. Trafia w panujące przekonanie, że wszystko i tak zależy od zewnętrznych mechanizmów. W sytuacji gdy rząd Tuska zostawia ludzi samym sobie, powstaje klimat do ich samodzielnego działania. W pewnej mierze ludziom to wystarcza, wydaje się im, że instytucje są niepotrzebne i stąd bierze się brak reakcji na obniżanie standardów w różnych dziedzinach. To stabilizuje władzę PO i dlatego mimo fatalnego rządzenia nie spodziewam się radykalnego wahania nastrojów społecznych.
Czy nie jest jednak tak, że obóz władzy wytrzyma do 2015 r., ale w innej konfiguracji? Palikot zamiast Tuska?
Janusz Palikot jest politycznym frajerem. Namaszcza Aleksandra Kwaśniewskiego na przyszłego premiera, a jednocześnie atakuje Leszka Millera za więzienia CIA. Wiadomo, że jeśli o więzieniach wiedział Miller, to tym bardziej sojusznik Palikota Kwaśniewski. Palikot nie rozumie mechanizmów politycznych i dlatego odciął sobie połączenie z SLD. Na szczęście dla Polski. Taki sojusz w sytuacji klinczu politycznego mógłby zostać zaproponowany jako „nowa jakość”. W 1993 r. lewica „nagle” zdobyła władzę. Po morderczym planie stabilizacyjnym Balcerowicza, przy zniechęceniu do władzy wystarczyła niewielka przewaga, żeby pojawiła się trzecia siła. Ale dziś dla Millera – jak sam powiedział – Ruch Palikota jest „naćpaną hołotą”.
Co musiałoby się stać, żeby jednak doszło do zmiany w Polsce?
Politycznie, w sensie koalicyjnym wszystko jest możliwe, ale tu trzeba zmienić nastawienie społeczne. Ludzie muszą uwierzyć, że jest alternatywa i że jest ona realna. Ale spojrzenie na rząd Tuska i polskie państwo przez optykę, która wyłania się np. w sprawie smoleńskiej, sprawia, że ludzie musieliby przewartościować zbyt wiele. Musieliby uznać, że żyją w państwie, które im nie odpowiada. Przy własnych problemach, kiedy tak bardzo chcą zbudować sobie lepszy byt, po prostu odrzucają wnioski, które są zbyt dramatyczne. Taka zmiana zmusza do przedefiniowania rzeczywistości i wiąże się z wielkimi słowami, takimi jak suwerenność, lojalność, godność państwa. To jest zbyt radykalne, a ludzie nie są świadomi, że uderza się nie tylko w jakość, ale i w godność państwa. A ta ostatnia – jak pokazała historia – jest warunkiem przetrwania.
Jakie są główne problemy, które należy dziś rozwiązać?
Polaków wtłacza się w niższe standardy, zrównuje w dół. Zamiast wykorzystać energię społeczną i budować równowagę na wyższym poziomie, rząd dopasowuje ludzi do swojej „luzackiej” wizji systemu. Nie tworzy instytucji, które popchnęłyby ich do działania, do rozwiązywania zadań, które stoją przed Polską. Myślę tu np. o pomysłach edukacyjnych minister Barbary Kudryckiej, o tym, co nazywane jest „uzawodowieniem”. To jest de facto wykorzystywanie momentu, gdy ludzie, którzy zachłysnęli się własną indywidualnością, nie doceniają wagi instytucji i nie krytykują ich niskiego poziomu. Nie protestują, gdy rząd dewastuje system edukacji.
Przeciw temu trwa jednak kolejny już strajk głodowy. Co w tej sprawie może zrobić opozycja?
Poprzez innowację, wykorzystanie energii społecznej i przedstawienie programu alternatywnego PiS miałoby szansę przejąć władzę. Takiego programu, który wiąże wspólnotę, jednocześnie szanując potrzebę indywidualności, własną przestrzeń, inicjatywę, lekkość. To jest wielka misja dla Polaków. Inaczej będziemy spadali w przepaść. Trzeba przyznać, że Jarosław Kaczyński dał szansę nowym posłom i oni mogą przyciągnąć wyborców. Wolą polityczną, intelektualną wizją i umiejętnością przełożenia jej (jak np. Fundacja Republikańska) na pociągający projekt instytucjonalny.
Przeczytaj cały wywiad z prof.Staniszkis w aktualnym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"
Źródło:
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.