Spędziłem w sądach i prokuraturach III RP tyle lat, ile ona sama sobie liczy. I jestem z tego dumny!
W połowie stycznia do środowiska zainteresowanego historią TW „Bolka” dotarła wieść o odnalezieniu w Kancelarii Sejmu donosów Lecha Wałęsy z początku lat 70. Pytany o to dyrektor tej kancelarii Lech Czapla powiedział, że owszem, w kancelarii tajnej znajduje się „zalakowany pakunek” z dokumentacją dotyczącą Wałęsy, ale nie wiadomo, co w nim jest.
Kto zna siłę i skalę poesbeckich struktur III RP, ten wie, że pozostające w ich rękach dokumenty dotyczące Wałęsy nie tylko nie są bezpieczne, ale szybko giną. Dlatego, kiedy okazało się, że Czapla przypomniał sobie nagle, iż Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nad którą osobisty nadzór sprawował Donald Tusk, już dwa lata temu dobrała się do tego zbioru, należało obawiać się o los wspomnianych papierów. Zwłaszcza że w 1992 r. UOP wręczył Wałęsie oryginał teczki TW „Bolka”. I zamiast zobowiązania do współpracy z SB, pokwitowań za otrzymane wynagrodzenie i kilkudziesięciu donosów Wałęsa oddał paczkę z pociętymi gazetami.
Nie dziwi więc to, że uszczęśliwieni funkcjonariusze informacji z TVN24 mogą już zapewniać, że jest mało prawdopodobne, aby donosy „Bolka” zachowały się w tajnej Kancelarii Sejmu RP. Udają głupców i piszą:
„Według niektórych (podkr. autora) historyków pseudonim TW »Bolek« miał (podkr. autora) nosić Lech Wałęsa w czasie rzekomej (podkr. autora) współpracy z SB w latach 1970–1976.” Piszą to, wiedząc, że nie ma takiego historyka, który by twierdził, że Wałęsa nigdy nie był zarejestrowany jako TW Służby Bezpieczeństwa!
A Wałęsa korzysta z ich pomocy i atakuje. Grozi, że mnie zniszczy. Dlaczego akurat mnie, a nie kogoś możniejszego, ważniejszego, sławnego? Dlaczego tylko ja jestem ciągany po sądach? Na 8 marca mam wyznaczoną nową rozprawę. Czy sędzia zgodzi się na przeprowadzenie postępowania dowodowego, czy znowu zachowa się jak maszynka do obrony
„ikony Tuska” – odrzuci moje wnioski, odbierze mi głos i skaże?
Od 1992 r. prawie nie wychodzę z sądów i prokuratur, ścigany za głośne mówienie o rządzącej Polską agenturze SB i WSW.
Natychmiast po obaleniu rządu Jana Olszewskiego zostałem oskarżony o obrazę „najwyższych władz PRL”! (tak brzmiał niezmieniony jeszcze artykuł kodeksu karnego, z którego mnie sądzono) przez stwierdzenie, że premier Tadeusz Mazowiecki działał na szkodę państwa i narodu, pozwalając na niszczenie archiwów SB. Proces w końcu umorzono, ale przez dziewięć lat pozostawałem w cieniu więzienia.
W 2005 r. zaatakował mój dawny podopieczny – Lech Wałęsa. W 2006 r. zostałem skazany bez procesu, bo sąd uznał, że wyrok lustracyjny „ma znaczenie prejudycjalne”. Po roku sąd apelacyjny tę bzdurę uchylił, ale w 2007 r. znowu zostałem skazany nie tylko bez procesu, ale nawet bez prawa do obrońcy. To bezprawie też zostało uchylone.
31 sierpnia 2010 r. sąd, po przeprowadzonym wreszcie postępowaniu dowodowym, odrzucił pozew Wałęsy, przyznając, że moje stwierdzenie, iż Wałęsa był płatnym donosicielem SB, poprzedzone zostało starannymi badaniami. W uzasadnieniu czytamy:
„Sąd uznał jedynie, że pozwany dochował należytej staranności i rzetelności dziennikarskiej, i w świetle posiadanych informacji, po dokonaniu weryfikacji ich źródeł, był uprawniony zabrać głos w dyskusji publicznej na temat stanu wiedzy historycznej dotyczącej spornego fragmentu działalności publicznej powoda”.
Szybko okazało się jednak, że w Polsce rządzonej przez Donalda Tuska sądy nie dają rękojmi istnienia państwa prawa. Sąd apelacyjny zdobył się na „poprawienie wyroku”, używając niezgodnego z prawdą i przedstawionymi dowodami argumentu, że dowodów na agenturalność Wałęsy „nie było i nie ma”.
Dodając do tej litanii proces, który wytoczył mi Wałęsa za ujawnienie, że współczłonkowie Komisji Krajowej Solidarności oskarżyli go o kradzież pieniędzy związkowych, spędziłem w sądach i prokuraturach III RP tyle lat, ile ona sama sobie liczy.
I jestem z tego dumny!
Źródło:
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.