„Szacunek dla cudzego nieszczęścia to ważna rzecz, ale muszę wreszcie to napisać: pod kancelarią premiera nie podpalił się szlachetny bohater, który walczy o wzniosłe cele. Nie podpalił się tam bezkompromisowy tropiciel korupcji. Zrobił to ktoś, kto przy pomocy aktu terroru (skierowanego wobec samego siebie) próbował na nas coś wymusić” – napisał Sroczyński w krótkim tekście opublikowanym przez portal wyborcza.pl.
„Terroryści - niezależnie jakie przesłanki nimi kierują, a bywają przecież te przesłanki szlachetne - są w demokratycznych krajach piętnowani i izolowani. Tymczasem u nas Andrzeja Ż. odwiedza w szpitalu premier. I ogłasza, że stosowne służby po raz kolejny sprawdzą jego doniesienia. Jednym słowem: cel terrorysty został osiągnięty.” – dodał komentator „Gazety Wyborczej”.
Krew się burzy czytając podobne brednie.