Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polityka

Wstydliwy problem Sejmu. Ekscesy rzucają cień na pracę parlamentu. "Patoposłowie"

"Nie ma miejsca dla patoposłów i żadnych patologii na terenie zarządzanym przez Kancelarię Sejmu" – zadeklarował marszałek Sejmu Szymon Hołownia podczas konferencji prasowej. Jego słowa to reakcja na rosnącą dyskusję o alkoholowych ekscesach parlamentarzystów.

Debatę wywołały słowa posła PSL i ministra rolnictwa Stefana Krajewskiego o "patoposłach" pojawiających się w Domu Poselskim. Poseł PiS Dariusz Matecki ripostował ostrymi oskarżeniami pod adresem koalicji rządzącej.

– To posłowie z KO, Lewicy czy PSL, którzy najczęściej mówią o jakichś "patoposłach", sami bywają w hotelu totalnie pijani, często w stanie upodlenia. Gdyby marszałek ich widział, mógłby mieć powody, żeby ograniczyć alkohol w Sejmie – zaznaczył Matecki. – Jeśli chodzi o mnie, nie widzę problemu, żeby zakazać w ogóle sprzedaży alkoholu, bo ze względów zdrowotnych nie mogę pić – dodał.

Historia pijanych posłów

Alkoholowe ekscesy w polskim parlamencie to nie nowość. W lutym tego roku z sali sejmowej, po interwencji marszałka Hołowni, wyprowadzono posła Ryszarda Wilka, najwyraźniej pod wpływem alkoholu. Ale historia "zakrapianych" incydentów sięga lat wcześniejszych. 

W 2002 roku poseł SLD Witold Firak, ze względu na swój stan, nie mógł opuścić pokoju hotelowego, choć miał być sprawozdawcą wniosku o uchylenie immunitetu liderowi Samoobrony Andrzejowi Lepperowi. Było to dość duże zaskoczenie, bo poseł Firak nie wyróżniał się przebojowością, był małomówny. Ale ten jeden incydent przekreślił jego karierę - w kolejnych wyborach i nigdy później do Sejmu już się nie dostał. 

W 2010 roku pracownik TVN zarejestrował wychodzącego z Domu Poselskiego posła PSL Andrzeja Pałysa, który był tak pijany, że wsiadł do samochodu innego posła. To już legendarna historia.

W pierwszych latach XXI wieku posłowie mieli też sposób, by przemycić alkohol na salę plenarną. Istniał sposób na "colę" - barman wylewał zawartość coli z puszki i wlewał tam wódkę lub mieszał to pół na pół. Plan się jednak sypnął, gdy na sali plenarnej któryś z posłów popijał "colę" sokiem pomidorowym.

Razem domaga się zakazu

Bezwzględnego wprowadzenia zakazu sprzedaży alkoholu w Domu Poselskim domaga się koło Razem, które złożyło w tej sprawie pismo do marszałka.

Lata 90. już się skończyły, a ja nie chcę oglądać kolejnych zapijaczonych mord wtaczających się na salę sejmową, czy na głosowania. Podejmujemy decyzje dotyczące milionów ludzi i to, że ktoś nie potrafi się powstrzymać od wypicia kielicha, jest niedopuszczalne. Naprawdę są inne miejsca, gdzie można się temu poświęcić – komentuje lider Razem Adrian Zandberg.

Polityk odrzuca argumenty, że Dom Poselski traktowany jest jak mieszkanie posłów. Dodaje, ze "w szkołach się nie handluje wódką, w szpitalach też, na stołówkach pracowniczych w zakładach pracy nie można sobie kupić alkoholu".

Sam autor słów o "patoposłach", minister Stefan Krajewski z PSL, nie jest zwolennikiem tak radykalnych kroków. – Alkohol jest sprzedawany w restauracji od lat i nie wpływało to na zachowania zdecydowanej większości posłów – argumentował Krajewski, twierdząc, że problem dotyczy tylko kilku polityków.

Zlikwidować Dom Poselski?

Poseł KO Jarosław Urbaniak proponuje jeszcze bardziej radykalne rozwiązanie problemu.

W krajach demokratycznych posłowie mieszkają na mieście i nie ma czegoś takiego jak Dom Poselski. To pozostałość po komunie. Zlikwidujmy Dom Poselski, to i zlikwidujemy problem "patoposłów" – zaproponował Urbaniak.

Pytanie, czy marszałek Hołownia zdecyduje się na radykalne kroki, pozostaje otwarte. Jedno jest pewne – debata o alkoholu w polskim parlamencie nabiera coraz większego tempa. A dzieje się to przy okazji dyskusji dotyczącej prohibicji w coraz większej liczbie gmin w Polsce.

Źródło: niezalezna.pl, PAP