- Dowiedziałam się o całej sytuacji od kolegi, który zadzwonił do mnie i był zaskoczony tym, że mogłam kogokolwiek podduszać. Myślę, że to brzmi abstrakcyjnie dosyć. Chyba z tego co słyszałam sam pan marszałek był trochę zaskoczony, kiedy wymieniał moje nazwisko. Nie skłoniło go do tego, by jednak sprawdzić, o co chodzi - powiedziała w rozmowie z Danutą Holecką w programie "Gość Dzisiaj" w TV Republika Katarzyna Sójka, posłanka PiS.
Szymon Hołownia przedstawił 20 stycznia na konferencji prasowej nazwiska siedmiu posłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy rzekomo "szarpali, popychali, a w niektórych przypadkach podduszali" strażników Straży Marszałkowskiej. Chodzi o zdarzenie z 7 lutego, gdy straż siłą zablokowała wejście do Sejmu Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi. Jedną z wymienionych przez marszałka izby osób była posłanka Katarzyna Sójka. Polityk zapowiada wyciągnięcie konsekwencji prawnych. Dziś wydusiła z marszałka publiczne przeprosiny.
Sójka w rozmowie z Danutą Holecką na antenie TV Republika w programie "Gość Dzisiaj" przedstawiła więcej szczegółów na temat całej sprawy.
"Dowiedziałam się o całej sytuacji od kolegi, który zadzwonił do mnie i był zaskoczony tym, że mogłam kogokolwiek podduszać. Myślę, że to brzmi abstrakcyjnie dosyć. Chyba z tego co słyszałam sam pan marszałek był trochę zaskoczony, kiedy wymieniał moje nazwisko. Nie skłoniło go to do tego, by jednak sprawdzić, o co chodzi"
Sójka wskazała, że pierwszą konfrontację z Hołownią miała "w momencie, kiedy trochę zawalczyła, by zabrać głos w Sejmie".
"Wymusiłam to zgłaszając wniosek przeciwny do wniosku Konfederacji, ale nie było innej możliwości. Nie znałam wcześniejszych żadnych opinii. Mój telefon też nie zadzwonił, ani wczoraj, kiedy publicznie domagałam się przeprosin i wyjaśnień. Dziś pan marszałek mówi, że winę ponosi Straż Marszałkowska. Ja myślę, że to jest takie trochę wycofanie"
Przypomniała, że "w XVII wieku na dworze angielskim też był urząd chłopca do bicia, ale to nie tędy droga - odpowiedzialność główną ponosi pan marszałek Hołownia z tego tytułu, że kiedy pojawiły się wątpliwości i chciał oskarżyć posłów ubrał to w słowa podduszania".
"Trzeba się mocno zastanowić, by mówić o tym, że ktoś kogoś poddusza. To są bardzo ciężkie oskarżenia, które dotarły wszędzie. Znowu przydałby się telefon przecież można zadzwonić i zapytać. Jestem przekonana, że nie doszłoby do dalszej sytuacji bo już na tym etapie wyjaśniałabym, że oskarżenia, którymi poczęstował mnie marszałek, po prostu nie miały miejsca. Dobrą praktyką byłoby wrócić do dobrej komunikacji w Sejmie i zastanowić się, o co chodzi. Czy chodzi o to, żeby wyjaśniać sytuacje, czy żeby bardzo szybko zrobić konferencję prasową, obrzucać ludzi błotem"
Dodała też, że "łatwo przerzucić winę na kogoś, natomiast odpowiedzialność ponosi marszałek"
"Zwyczajem powinno być to, że powinniśmy być poinformowani lub poproszeni o wyjaśnienia, zanim podamy pewne informacje do opinii publicznej. To bardzo zły kierunek, kiedy wychodzi się najpierw, oskarża się ludzi epitetami, a potem nawet jak ktoś się zgłasza, że zaszła pomyłka, pan marszałek nie raczył zadzwonić ani zapytać ani skomentować w żaden sposób. Ja powiem, że się zawiodłam. Zwykła kultura osobista i doprowadzenie tej sprawy do końca w moim przypadku wymagałoby tego, by zamienić zwyczajnie kilka zdań"