„Do 6 rano wypuścimy wszystkich zatrzymanych” – powiedział wiceminister spraw wewnętrznych Alaksandr Barsukau, który ok godz. 1 w nocy przyjechał czarnym SUV-em pod areszt na ulicy Akrescina w Mińsku.
„Odsuńcie się, zejdźcie z jezdni” - na zmianę krzyczą i syczą ochotnicy, którzy pilnowali, by kilkusetosobowy tłum nie zrobił nic, co mogłoby rozzłościć personel aresztu. „Lepiej ich nie drażnić” – wyjaśniają.
Pod aresztem należało stać spokojnie, nie pyskować milicji i nie wykrzykiwać politycznych haseł ani bić brawa wychodzącym.
Nazwiska wychodzących grupami po kilka, kilkanaście osób, ochotnicy zapisują na listach, które zaraz potem są wrzucane do internetu, gdzie na różnych grupach w komunikatorach krewni poszukują zaginionych.
Następnie zwolnieni otrzymywali– wedle życzenia – wodę, herbatę, papierosa. Jeśli jest im chłodno- koc.
Ok. 2 w nocy na Akrescina był jeszcze ponad pięćset osób. Ogółem na całej Białorusi trafiło od niedzieli do aresztów prawie siedem tysięcy osób. Większość z nich – przypadkowo, chociaż władze twierdziły, że udaremniają wielki antybiałoruski spisek.