Donald Tusk ma coraz mniej czasu, aby dotrzymać słów, które wygłosił dwa lata temu. Zapowiadał wówczas, iż po "zrobieniu porządków" odda władzę komuś innemu. Dawał sobie na to 400 dni.
- Dajcie mi 100, no może 400 dni [od dnia wyborów], żeby zrobić porządek naprawdę żelazną miotłą - mówił w 2022 roku, trakcie kampanii wyborczej do parlamentu Donald Tusk. Szef Platformy Obywatelskiej na tym nie poprzestał. - Potem niech stery w rządzie przejmą ludzie o delikatniejszych zamiarach - dodał.
"Wychodzi, że to 18 listopada. Porządek jest, i to jaki"
Nie wiem, czy pamiętacie, ale Donald Tusk obiecał w maju 2022 roku, że w 400 dniach od wyborów zrobi w Polsce porządek i odda władzę komuś łagodnemu.
— Marek Wróbel (@MarekEWrobel) November 2, 2024
Wychodzi, że to 18 listopada. Porządek jest, i to jaki. pic.twitter.com/i58X2bsUq6
W listopadzie ub. r. część mediów podawała informacje, że faktycznie premier swoje plany z ministrami ustala na rok. Jak informowało wówczas Radio Zet, Tusk miał mówić o tym w wąskim gronie przyszłych - wówczas - koalicjantów. Wtedy też spekulowano, że szef PO może mieć chrapkę na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej. Z czasem okazało się jednak, że Ursula von der Leyen ponownie została na tę funkcję wybrana.
Jednak rok temu mówiło się też o innym scenariuszu. Zgodnie z nim, Tusk miał zostawić stołek premiera na rzecz kandydowania w wyborach prezydenckich. Teraz twierdzi, że nie zamierza wystartować, co odradzają mu zresztą wyniki sondaży, w których wypada fatalnie.
Jeśli chodzi o kandydata Platformy, to mówi się głównie o dwóch nazwiskach - Rafał Trzaskowski i Radosław Sikorski. Czy to któryś z nich powalczy o najwyższy urząd w państwie? A może premier nie dotrzyma słowa i wystartuje sam? Na ten moment nie zapowiada się, aby szef rządu miał oddać władzę. Pewnym jest jednak jedno - jeśli 18 listopada nie poda się do dymisji to znów okaże się kłamcą. Jeśli to zrobi, ale wystartuje w wyborach prezydenckich... wyjdzie na to samo.
Kandydata na prezydenta Platforma ma przedstawić 7 grudnia.