Kto widział płacz trenera Julii Szeremety po jej awansie do finału igrzysk olimpijskich, ten wie, że tu nie było fałszu, tylko ciężka praca wbrew przeciwnościom. Dziewczyna urodzona w Chełmie, której rodzice mają gospodarstwo rolne ze stadniną koni i sklep, absolwentka liceum im. Marii Konopnickiej w Lublinie, jest po prostu sobą i nie udaje nikogo innego.
I to ta autentyczność została kupiona przez Polaków i dużą część kibiców na świecie. Naszej Julii gratuluję oczywiście ZŁOTEGO medalu. Przed walką finałową zakomunikowała ona: „Żeby zdobyć złoto, jeszcze tylko chłopu muszę naklepać”. Potem jakieś stare dziady kazały jej się autocenzurować, ale średnio im wyszło.
Bowiem gdy po walce z panią Lin Yu-Ting dziennikarze zadali Julii pytanie: „Wokół twojej finałowej rywalki cały czas toczy się dyskusja, jest dużo kontrowersji związanych ze sprawą jej płci – jak na ciebie to wpływało?”, padła prosta odpowiedź: „Nie wpływało to na mnie wcale, podchodziłam do tego na luzie, tak naprawdę zlewałam GO”. Że chłopy mają 40 proc. więcej mięśni w górnych partiach ciała i 33 proc. więcej w nogach? Ja robię swoje, a skutkami niech martwią się ci, co stworzyli ten chory świat.