Jakiś czas temu wpadł mi w ręce pożółkły egzemplarz kierowanej wtedy przez Maurycego Mochnackiego „Gazety Polskiej” ze stycznia 1830 r. Uwagę naszych dziennikarskich antenatów w drugim miesiącu powstania listopadowego zaprzątały dwie kwestie: rozbudowa wojska i oczyszczanie Polski z rosyjskich wpływów i agentury.
Już wtedy oczywiste było, że Polska, aby istnieć, musi posiadać siły zbrojne, których Rosja będzie się bać, oraz naród silny odcięciem ościennych wpływów politycznych, gospodarczych, medialnych itd. Ta „oczywista oczywistość” od 200 lat nie może doczekać się spełnienia. Każda próba napotyka na wściekły atak ciągle tej samej targowicy: że praworządność, konstytucja, zagrożenie demokracji! Najlepsze nawet wojsko nie zapewni nam bezpieczeństwa, jeśli polityczni decydenci postanowią, że Polski należy bronić na linii Odry, a ruski gaz jest najlepszy. Nie obronimy się, jeżeli największa (wtedy) gazeta na pierwszej stronie będzie śmiała drukować listy od Putina, a w trakcie hybrydowego najazdu na polską granicę jeden do jednego stanie po stronie agresora. I mniej już istotne, czy to z głupoty, czy za jurgielt. Odcięcie zewnętrznych wpływów to najważniejsze zadanie dla naszego pokolenia.