W zaplanowanych na 26 stycznia przyszłego roku tzw. wyborach prezydenckich dyktator Alaksander Łukaszenka ma mieć sześciu „rywali” – wynika z informacji docierających z Białorusi. W rzeczywistości są to osoby podstawione przez reżim, które w żaden sposób nie zagrożą Łukaszence.
On sam może już myśleć, jaki procentowy wynik ogłosi za nieco ponad dwa miesiące. W trwającej kampanii satrapa z Mińska przy pomocy swoich klakierów próbuje ocieplić swój wizerunek, pokazując, że tylko on jest w stanie zapewnić Białorusi dobrobyt i bezpieczeństwo. Pod fasadą tych działań kryje się jednak znaczące zaostrzenie represji wobec białoruskiego społeczeństwa, które ma dość biedy i dyktatury w swoim kraju. Obrońcy praw człowieka alarmują, że do aresztów wtrącane są całe rodziny, a łukaszenkowskie służby interesują się każdą aktywnością obywateli, nawet zupełnie niezwiązaną z polityką. Do wyborczej farsy na Białorusi jeszcze daleko, ale nie ulega wątpliwości, że nadchodzące tygodnie będą czasem jeszcze większych prześladowań na Białorusi. W tej materii Łukaszenka faktycznie nie ma sobie równych, oczywiście poza swoim pryncypałem z Kremla.