Ludzie szybko przyzwyczajają się do dobrego. Kilka lat temu: dwucyfrowe bezrobocie, głodowe pensje, często wypłacane z łaski, zwijanie usług publicznych pod byle jakim pretekstem.
I filozofia: pieniędzy nie ma i nie będzie. I zawsze gdzieś ukryta pogróżka: jak ci się nie podoba w kraju, to wyjeżdżaj, mamy wielu na twoje miejsce. III RP Platformy Obywatelskiej stała niedowładem państwa i tanią siłą roboczą. Gdy w 2016 r. zmiana była już wyraźna, gdy polskie rodziny szturmem ruszyły na wakacje nad morze, z miejsca wybuchła pogarda w stylu: „Poprawiło się tłuszczy i brudzą nam wydmy!”. Taka była reakcja „oświeconej Polski” na to, że ludzie wreszcie zaczęli godniej żyć. Szkoda gadać o obecnej demagogii Donalda Tuska i jego kamaryli, obiecującej „powrót do normalności”. Skupmy się na tym, co może zrobić rząd. A pole manewru jest spore, biorąc pod uwagę galopujący już gospodarczy wzrost. Otóż można wrócić do pomysłów na ożywienie komunikacji publicznej i wszelkich inwestycji na terenach Polski B. Można stawiać na obniżenie podatków znacznej części Polaków i na podnoszenie płac. I inwestować w polskie rodziny. To się opłaci!