Pierwszym przykładem tego działania był raport na temat rzekomych nadużyć poprzedniego rządu i mediów publicznych wobec uczestników antyrządowych protestów w latach 2015 – 2023. Dokument, skażony od razu brakiem obiektywizmu, pisany przez czynnych uczestników wydarzeń miał być jednym z narzędzi politycznych, sądowych i medialnych rozliczeń z dzisiejszą opozycją. Po kilkudziesięciu godzinach od jego publikacji widać już, jak wielka jest to kompromitacja. Zorientowali się nawet mocodawcy, dokument zniknął ze stron rządowych, choć jego pojawienie się z autorami anonsował Waldemar Żurek. W raporcie mylono wszystko, nie tylko osoby, miejsca i organizacje, lecz nawet zakres dat, w jakim rozgrywały się opisane zdarzenia. Według autorów niedopuszczalne miało być udostępnianie anteny obrońcom życia czy brak pochylenia się nad fizycznym wysiłkiem uczestników aborcyjnych przemarszów. Według odpowiednich narzędzi, spora część tekstu została wygenerowała przez czat GPT. Jednak najbardziej kompromitujące dla autorów jest to, że kolejny raz, jakbyśmy tkwili w roku 2023, wzięli w obronę polskich ochotników postsowieckiej wojny hybrydowej, zauważając z oburzeniem, że media publiczne nabijały się z ich motywacji i krytykowały film Holland. Idealny prezent dla rosyjskiej propagandy. Niestety nie ostatni.
Znakomite, punktujące Rosję wystąpienie Karola Nawrockiego w ONZ wywołało falę pochwał nawet w niechętnych mu na co dzień mediach. Z zachowaniem wszelkich proporcji przypominało to, cytowaną zresztą przez prezydenta, mowę Lecha Kaczyńskiego z Tbilisi, którą wówczas chwaliła nawet przez chwilę „Wyborcza”. Słowa Nawrockiego były tym groźniejsze dla Moskwy, że odwoływał się on do kolonialnej historii krajów, które dziś często idą w kontrze do zachodu w poczuciu własnej krzywdy. Również wtedy, gdy kontra ta wymaga wspierania Rosji, choćby w głosowaniach w ONZ. Karol Nawrocki w imieniu Polski, kraju bez historii kolonializmu i niewolnictwa, za to często kolonizowanego przez sąsiadów, wysadził Putinowską narrację w powietrze. Przy tym powtórzył w dużym stopniu krytykę Zachodu, wygłoszoną przez Donalda Trumpa, wplatając w to jeszcze kwestie ważne dla polskiej polityki historycznej. To szalenie ważne wystąpienie wzbudziło w kraju armię trolli, próbujących znów grać kartą zażywania przez prezydenta nikotyny i snujących rozmaite sugestie, próbujące zrobić z Nawrockiego kogoś nienadającego się do pełnienia funkcji. Oczywiście słowa te rezonują w rosyjskich mediach, chętnie korzystających z wpisów polskich komentatorów. Trudno nie mieć wrażenia, że ich reakcja została wywołana przez celność ciosów, jakie prezydent wymierzył Kremlowi.