Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Tomasz Teluk
02.09.2025 15:00

Ukraińcy a sprawa polska

Wokół ustawy pomocowej dla ukraińskich uchodźców pojawiło się wiele skrajnych emocji. Prezydenckie weto wpisuje się w formę rywalizacji między Pałacem Prezydenckim a rządem, ale jest konstytucyjną, zwyczajną prerogatywą głowy państwa. Pierwsze miesiące urzędowania Karola Nawrockiego z pewnością będą naznaczone próbą wywalczenia sobie silniejszej pozycji w kształtowaniu polityki państwa. Silniejszej od tej, którą miał jego poprzednik – Andrzej Duda. Zresztą to weto w teorii popierali najważniejsi politycy KO w kampanii wyborczej – Donald Tusk i Rafał Trzaskowski.

Emocje dotyczą też sprawy ukraińskiej. Prezydent słusznie zauważył w swoim niedawnym wystąpieniu, że przez ostatnie trzy lata nie tylko zmieniła się sytuacja na froncie, lecz także społeczny odbiór roli naszego państwa w pomaganiu Ukrainie. Z pewnością pewną rolę odgrywają tutaj kampanijne obietnice i wizja ewentualnej koalicji PiS z Konfederacją. Niemniej trzeba przyznać, że coraz większą grupę Polaków irytują niewdzięczność Ukraińców za otrzymaną pomoc, pewna roszczeniowość, a także postawy, które zwyczajnie w świecie ranią Polaków. Do takich należy przede wszystkim negowanie zbrodni banderowskich, afiszowanie się z nacjonalistyczną symboliką tego okresu, odwołania do dziedzictwa sowieckiego i wspólnoty języka rosyjskiego – jak w trakcie koncertu białoruskiego rapera Maksa Korża w Warszawie – czy obrażanie władz państwowych, czego próbkę dał aktywista Witalij Mazurenko, nazywając Nawrockiego w programie telewizyjnym „pachanem”, po ukraińsku – kryminalistą i przywódcą gangu.   

Weto prezydenckie bez emocji

Przy zawetowaniu słynnej ustawy prezydent argumentował, że prawo do zasiłku 800+ powinno przysługiwać jedynie obywatelom Ukrainy pracującym w Polsce. Tak samo jak świadczenia medyczne byłyby dostępne jedynie dla tych, którzy opłacają składki ZUS. Jednocześnie złożył swój projekt ustawy, która wydłużałaby okres przyznawania obywatelstwa, a także zrównywałaby nacjonalistyczną symbolikę banderyzmu z innymi totalitarnymi znakami propagującymi komunizm i niemiecki nazizm. 

Weto prezydenta skierowane było także przeciwko nadużyciom w systemie, np. mieszkaniu na Ukrainie i pobieraniu pomocy z polskiego budżetu. Weryfikacja takich przypadków pozwoliłaby na ich wyeliminowanie. Krytycy prezydenta skupili się na grze na emocjach, podając przykłady, gdy matka czy babcia walczącego żołnierza byłaby pozbawiona pomocy socjalnej na dzieci. Wskazywano także na ewentualny paraliż urzędów, gdyby Ukraińcy chcieli w jednym czasie zalegalizować swój pobyt w Polsce i nie tracić prawa do pomocy ze strony naszego państwa. 

Zarówno rząd, jak i prezydent będą musieli w ekspresowym tempie się dogadać, bo tymczasowe zezwolenia dla Ukraińców dotyczące wiz, ruchu bezwizowego i pobytu czasowego wygasną z końcem września. Ma to też istotne znaczenie dla tych, którzy legalnie pracują nad Wisłą. Polska chce zmniejszyć swoje koszty. Ukraińcy zaś – zachować swoje status quo, więc rozwiązanie na pewno się znajdzie. Tu nie ma powodu do paniki. 

Pożądani migranci

Trzeba sobie powiedzieć jasno: ze względu na katastrofę demograficzną i luki na rynku pracy Ukraińcy są jedną z najbardziej pożądanych mniejszości osiedlających się w Polsce. Wspólna historia, wspólne korzenie, bliskość kulturowa i językowa ułatwiają asymilację szczególnie tym, którzy mają polskich przodków. Osoby o postawach nacjonalistycznych, z nostalgią za Sowietami czy o sympatiach prorosyjskich to margines. Ukraińcy nie liczą też na zasiłki, w odróżnieniu od migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu w krajach zachodnich, lecz chętnie podejmują pracę. W przypadku migrantów zarobkowych z tego kierunku, przybyłych przed wybuchem wojny z Rosją, pracuje aż 93 proc. z nich, a wśród uchodźców wojennych 78 proc. Są to więc liczby znaczące. Oznaczają, że spośród miliona Ukraińców przebywających w Polsce, korzystających z ochrony czasowej, ponad 824 tys. osób odprowadza składki w naszym kraju i płaci podatki. Połowa z nich podjęła pracę na podstawie uproszczonych procedur. Jeśli im się tego nie umożliwi, to część przejdzie do szarej strefy. 

Ukraińcy to korzyść dla rynku pracy 

Zwiększone koszty pracy poniosą zaś zatrudniający ich przedsiębiorcy. Zezwolenie na pobyt w Polsce ma ponad 1,5 mln migrantów z Ukrainy, w tym kobiety i dzieci. Ogólnie bilans ich pobytu jest korzystny z ekonomicznego punktu widzenia. Wnoszą oni do budżetu znacznie więcej, niż pobierają zasiłków, jednocześnie integrują się i uzupełniają ważną lukę na rynku pracy. Z raportu Banku Gospodarstwa Krajowego o ich wpływie na naszą gospodarkę wynika, że stanowią już 5 proc. rodzimego rynku pracy, i odpowiadają za wzrost PKB w przedziale 0,5–2,5 proc. Według analityków banku na każdą pobraną złotówkę z programu 800+ przypada 5,4 zł wpłaconych do budżetu w postaci podatków i składek. 

W naszym interesie jest, jak argumentują ekonomiści, zachęcanie Ukraińców do asymilacji i osiedlania się w Polsce. Na stałe chce u nas pozostać mniej niż połowa obecnie przebywających. Nasz kraj jest drugim, po Niemczech, najchętniej wybieranym miejscem docelowym przez Ukraińców. Decydującymi czynnikami są bliskość kulturowa i geograficzna. Blisko połowa uchodźców wojennych, wśród których przeważają kobiety, ma wyższe wykształcenie. Językiem polskim posługuje się jednak zaledwie 10 proc. Dzięki migracji wzrastają obroty handlowe z naszym wschodnim sąsiadem. Aby jednak utrzymać poziom gospodarki na obecnym poziomie i załatać lukę demograficzną, do naszego kraju powinno trafić w ciągu najbliższej dekady nawet 2,6 mln migrantów – uważają ekonomiści. Jak wiadomo, to się nie uda, bo społeczeństwo – niezależnie od poglądów politycznych – obawia się skutków masowej migracji. Nie chce powtórzyć błędów Niemiec, Francji, Belgii i krajów skandynawskich. 

Potrzeba rzetelnych zmian w systemie

Ukraińcy stanowią najliczniejszą grupę migrantów – aż 66 proc. ze wszystkich 2,5 mln. Kolejną są Białorusini. Nie ma badań, które potwierdzałyby skrajne tezy typu, że Ukraińcy powodują bezrobocie wśród Polaków albo drenują nasz budżet socjalny. Jeśli chwytają się pracy, to często wymagającej niskich kwalifikacji, nawet poniżej swoich aspiracji i wykształcenia. W Polsce zmagamy się z brakiem rąk do pracy, najczęściej na najgorzej opłacanych stanowiskach, i tak pozostanie. Dlatego ich wpływ na wzrost płac jest także marginalny. 

Dowodzi tego raport firmy Deloitte. Cudzoziemcy często transferują zarobione pieniądze do rodzin, ale przede wszystkim wydają je na miejscu – od najmu mieszkania po zakupy produktów i usług. Działania skierowane przeciw Ukraińcom integrującym się i pracującym w Polsce są więc w dużej mierze irracjonalne. Konieczna jest zaś weryfikacja systemu, wyeliminowanie patologii, nadużyć i oszustw, których opisów można znaleźć krocie. 

Dla tych, którzy wiążą z Polską swoją przyszłość – chcą uczyć się języka i wychować na Polaków swoje dzieci – ważna jest stabilność i przewidywalność rodzimego prawa. Dlatego nowe rozwiązania powinny być przyjęte bez zwłoki. Tak samo jest to kluczowe dla polskich firm, korzystających z pracy cudzoziemców. Wiele branż polega na kadrach ze wschodu i chciałoby mieć jasność, jak będzie wyglądał rynek pracy za kilka lat. Chodzi przede wszystkim o takie branże, jak usługi, transport, budownictwo i rolnictwo. Pracodawcy liczą więc, że prezydent i premier szybko odnajdą kompromis w tej kwestii. Trudno sobie wyobrazić, że kilkaset tysięcy ludzi nagle wróci do ogarniętego wojną kraju lub wyjedzie dalej na Zachód, a Polska, która przez 3,5 roku udzielała im schronienia – zostanie z niczym. 

Polityka migracyjna państwa powinna się opierać na kierunku wschodnim, ale nie tylko ukraińskim i białoruskim. Powinna także umożliwiać powrót do ojczyzny repatriantom z innych zakątków świata. Nasz kraj musi również być przygotowany na alternatywne scenariusze. Zawieszenie broni na froncie lub eskalacja konfliktu mogą bowiem spowodować kolejną falę migracji.