Wojna na Ukrainie skompromitowała podstawowe składowe narracji politycznej, na której opierała się Platforma Obywatelska. Wszystko okazało się kłamstwem.
Najważniejszy partner i mocodawca PO, Berlin, ta wielka nadzieja europejskiej wspólnoty, okazał się prymitywnym cinkciarzem, realizującym tylko własne interesy, gotowym paktować z największym zagrożeniem dla UE. Merkel, polityk symbolizująca te „niesamowite” kontakty Tuska w Europie, jego obycie i możliwości, odchodzi w polityczny niebyt, coraz powszechniej postrzegana jako ta, która Putina wyhodowała i umożliwiła mu „utuczyć się” na pieniądzach UE. Sama Bruksela także jest skompromitowana opieszałą reakcją na zbrodnie Moskwy i nietrafioną (delikatnie rzecz ujmując) polityką klimatyczną, która, gdyby weszła w życie, tylko rozszerzyłaby wpływy Putina w Europie. Co gorsza (dla PO), wszystko wskazuje na to, że Bruksela została zmuszona przez USA do odblokowania pieniędzy dla Polski. Przykłady można mnożyć. Stosunek do Rosji, do obrony polskiej granicy, do dywersyfikacji dostaw energii, do WOT-u – wszystkie te kwestie zweryfikowała wojna i pokazała, że PiS miał rację. Co więc robi PO? To, co umie najlepiej.
Chwyta się kłamstwa. Najbardziej bezczelnego z możliwych. Za nic mając fakty, prawdę, inteligencję odbiorców. Tak więc dowiedzieliśmy się, że to Platforma od lat walczyła o dywersyfikację źródeł energii, za to PiS był przeciw (niedawne oświadczenie Tuska). Że to PO od lat ostrzegało przed Rosją i walczyło z uzależnianiem Europy od jej gazu, zaś PiS był przeciw. Nasuwa się tu pytanie, za jakich idiotów Platforma musi mieć swoich wyborców, skoro wierzy, że, kolokwialnie rzecz ujmując, „to łykną”. Właściwie poziom absurdu jest już tak wysoki, że równie dobrze możemy się spodziewać, iż jutro na konferencji Tusk oświadczy, że to on od zawsze walczył o prawdę o Smoleńsku, zaś Ochojska oznajmi, iż od początku była za płotem na granicy polsko-białoruskiej. Jak widać, nie cofną się przed niczym. Pytanie tylko, czy właściwie ocenili intelekt swoich wyborców.