Wielkie ostatnio zamieszanie wokół prezesa NBP i mnogość sprzecznych komunikatów. Z jednej strony jest prawdą, że NBP pada ofiarą zorganizowanej kampanii kłamstw i odpychających manipulacji. To prawda, że nie „asystentka”, ale dyrektor departamentu, że pracuje w NBP od 11 lat, a poziom płac jest nominalnie zbliżony do zamierzchłych czasów prezesury Hanny Gronkiewicz-Waltz i istotnie powinien być określany w relacji do wysokich płac w sektorze bankowym.
Na dodatek czytelne i paskudne sugestie, że skoro „blondynka”, to z pewnością jest „dwórką”. Z drugiej jednak strony to właśnie wspomniana bohaterka tego zamieszania jest odpowiedzialna za komunikację, więc zamiast opowieści o tym, że pan i jego pies statystycznie mają po trzy nogi, miała obowiązek wbić do głowy własnemu prezesowi, że nie wolno mu wysyłać wicepremiera pod prysznic i ogłaszać wyjście kogokolwiek z aresztu. Sądząc po skutkach takiej „komunikacji”, pani dyrektor zarabia zdecydowanie zbyt dużo. Najlepszą jednak komunikacją zawsze jest jawność i konsekwentny sprzeciw wobec bizantyjskich zapędów, niezależnie od tego, gdzie się ujawniają. Skromność zawsze popłaca.