W sieci nie od dzisiaj znane jest powiedzenie: piłeś – nie pisz, tudzież: piłeś – to do spania, a nie komentuj w internecie. Jacek Protasiewicz nie wyznaje tej zasady. W amoku od soboty zalewał media społecznościowe swoimi miłosnymi podbojami z Darią Brzezicką, o 34 lata młodszą działaczką PSL. W międzyczasie chamsko naśmiewał się z wyglądu oponentów, ale najistotniejszy wątek z twórczości byłego europosła umknął w natłoku relacji polityka z kuchni. Dotyczył on CPK i poczucia bezkarności.
Jacek Protasiewicz na własne życzenie stał się gwiazdą internetu. Tylko nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Tak jak 10 lat temu, gdy rozpętał awanturę na lotnisku we Frankfurcie. Zapewne jego nowa towarzyszka życia tego nie pamięta, gdyż była w podstawówce, ale Protasiewicz – będąc pod wpływem alkoholu – 10 lat temu szarpał się z obsługą lotniska, wyzywał Niemców od nazistów. „Bild” podawał, że ówczesny europoseł porwał innemu pasażerowi przez przypadek bagaż i pomknął z nim do wyjścia. To nie uszło uwadze niemieckich strażników granicznych. A – co widać na portalu X – Protasiewicz to krewki poseł. Bardzo łatwo go zdenerwować, tym bardziej gdy jest w stanie wskazującym na „chillout”. Po niemal równo dekadzie Protasiewicz do swojego politycznego życiorysu dorzucił kolejny skandaliczny incydent.
Wszyscy skupiają się żartobliwie na związku polityka z o dwa pokolenia młodszą Darią Brzezicką, aktywistką Trzeciej Drogi, która nie dostała się w ostatnich wyborach do Rady Miasta Warszawy, i to mimo wysokiego, drugiego miejsca na liście. Pani Brzezicka, która zasłynęła próbą wyrzucenia Oskara Szafarowicza z Uniwersytetu Warszawskiego, to zresztą doskonała ilustracja, jak nieprawdziwa jest teza o potrzebie wejścia młodego pokolenia do polityki. Jak się to kończy, pokazuje nie tylko jej przykład, lecz także kolegi z Trzeciej Drogi, 26-letniego Adama Gomoły. Swoją drogą, coś ucichło postępowanie ws. propozycji wpłaty na prywatną firmę w zamian za miejsce na liście wyborczej jednego z kandydatów. Czyżby „odzyskana” prokuratura uznała, że to „polityczne śledztwo”?
Ale do rzeczy. Oprócz tarcia sera nad klawiaturą, zdjęcia Jerzego Buzka z Jackiem Protasiewiczem w kuchni, kanapy, uwagę powinno przykuć coś innego. Coś, co wicewojewoda dolnośląski napisał o CPK w dyskusji z internautami, a potem w trakcie wymiany zdań z Radosławem Foglem z PiS.
„Ja się CPK nie interesuję. Tym się interesują prokuratorzy i to wystarczy. Ja się interesuję, kto będzie prezydentem Wrocławia. Zrozumiałem, że tego nie rozumiecie. Trudno. To Wasz problem. Musicie się nauczyć z nim żyć, bo inaczej będzie Wam ciężko” – wypalił Protasiewicz. Fogiel zauważył, że coś jest nie tak – wszak audyty w CPK anulowano, nim na dobre się zaczęły, nie ma też wniosków do prokuratury z zawiadomieniami o możliwości popełnienia przestępstwa. Tak odpowiedział Protasiewicz: „Co teraz? (...) Co teraz? Pójdziesz do ETS?”.
Uważam, że ten wątek jest dużo ciekawszy od chamskiego, homofobicznego ataku na Oskara Szafarowicza czy pokazywania swojej dziewczyny w wieku córki przy garach. To bowiem dowód na to, jak nawet partyjne doły wśród koalicjantów czują się bezkarne i sądzą, że będą rządzić wiecznie. Trochę na zasadzie, o której również przypadkiem i pod wpływem chwili wspomniała Anna Maria Żukowska w trakcie awantury o działania prokurator Ewy Wrzosek. Posłanka Lewicy wprost oświadczyła, że to nie jest niezależna śledcza, ale „nasza”, czyli koalicji rządzącej. Wrzosek pogroziła parlamentarzystce procesem albo Bóg wie czym, wszak jej riposta brzmiała: „Zanim ktoś jeszcze zapisze mnie do swojej partii, uprzedzę – nie jestem po żadnej waszej stronie. Z życzeniami, by pani poseł nie musiała przekonywać się o tym osobiście”.
Z kolei Protasiewicz, być może popijając drinka z palemką, przekazał groźny opis rzeczywistości: opozycja i dziennikarze mogą mu naskoczyć, ponieważ nie ma nikogo, kto by się zajął jego wiedzą np. na temat planowanych śledztw wokół CPK, o których nikomu nic nie wiadomo. Tymczasem przez Dolny Śląsk, którego wicewojewodą był do poniedziałku Protasiewicz, ma przechodzić kolej dużych prędkości Warszawa–Wrocław–Wałbrzych z połączeniem do Pragi. Swoją drogą – jeśli ktoś zasługuje na prześwietlenie przez prokuraturę, to obecni audytorzy wraz z pełnomocnikiem rządu ds. CPK Maciejem Laskiem. Po pierwsze dlatego, że zarządzają audyty, a potem je odwołują, opóźniając rozpoczęcie prac nad budową CPK, a po drugie – w ustawie o Centralnym Porcie Komunikacyjnym, już zmienianej w obecnej kadencji Sejmu, nadal stoi jak byk, że pełnomocnika powołano „w celu nadzoru nad przygotowaniem i realizacją programu” – a nie jego wygaszenia. Nie ma ani jednego doniesienia na poprzedni zarząd spółki CPK do prokuratury. Audyty to seria kompromitacji, którą ma wybielić artykuł w „Newsweeku” Grzegorza Rzeczkowskiego o standardowych wydatkach na promocję inwestycji, przynoszącej w przyszłości Polsce miliardowe zyski do budżetu.
Co ciekawe, Protasiewicz dosłownie przestał „rumakować”, gdy odwołał go Donald Tusk – co dla niektórych mediów było dowodem na błyskawiczną reakcję premiera, po ponad dwóch dobach ze smartfonem w ręku urzędnika. Dobrze się stało, że wicewojewoda dolnośląski pożegnał się ze stanowiskiem. Wiadomo jednak, dlaczego tak się stało. Szkodził wizerunkowo obozowi władzy, a jako przedstawiciel rządu w terenie podlegał pośrednio Donaldowi Tuskowi i szefowi MSWiA. Teraz Protasiewicz odgraża się enigmatycznie po dymisji, że napisze pamiętnik na temat PO jeszcze przed pójściem na polityczną emeryturę. Jedno jest pewne – były europoseł, który wojował z Niemcami na lotnisku i z całym światem w mediach społecznościowych, jeszcze wszystkim o sobie przypomni. Nie tylko w roli drugiego Kazimierza Marcinkiewicza.