W 1973 r. na starym Stadionie Wembley Polacy zremisowali z Anglią 1 do 1. Mecz przeszedł do historii polskiego futbolu. Broniący naszej bramki Jan Tomaszewski od tamtego wydarzenia jest określany mianem „człowieka, który zatrzymał Anglię”.
Tamten remis dał Polakom awans do mistrzostw świata w RFN. W środowy wieczór na Stadionie Narodowym Polacy osiągnęli ten sam wynik. I choć droga do mistrzostw w Katarze wciąż jest wyboista i kręta, to z kilku powodów remis osiągnięty przez ekipę Paulo Sousy można uznać za zwycięski. Nie tylko dlatego, że Polacy walczyli o zwycięstwo do samego końca i wyszarpali je w doliczonym czasie, na remis zasłużyli dobrą organizacją gry, ale też udowodnili, że nawet w osłabieniu (brak Piotra Zielińskiego i Mateusza Klicha) mogą zagrać jak równy z równym z jedną z najlepszych drużyn na świecie. Anglii w rywalizacji o pierwsze miejsce już nie dogonimy, ale 7 pkt we wrześniowych meczach eliminacyjnych sprawia, że mamy dobrą pozycję wyjściową w walce o drugie miejsce w grupie, które pozwoli zagrać w barażach.