Wiele naszych nieszczęść narodowych wynika nie wprost z głupoty, a z tego, że w chwilach krytycznych przewodzący temu narodowi zbyt mało sięgają do mądrości pokoleń wcześniejszych, a już tym bardziej myślicieli sobie współczesnych. Gdyby PiS wsłuchał się jeśli już nie w Sokratesa i Platona, to choćby w ich ucznia, filozofa a zarazem jako europosła znawcę UE od podszewki, prof. Ryszarda Legutkę, nigdy by nie popełnił błędów, które doprowadziły już nie tylko do klęski własnej partii, ale grożą kolejnym rozbiorem Polski.
No, wiem – nawet z pierwszej ręki – że Prezes nie czytuje moich felietonów, oferujących wszak błyskotliwe posunięcia polityczne, które nigdy ze strony rządzących Polską przez dwie kadencje przywódców Prawicy nie zostały wykonane i nawet to rozumiem, ale jak można było ignorować notoryczne ostrzeżenia przed taką właśnie klęską z powodu całkowicie błędnej polityki wobec UE, których nie szczędził wspomniany profesor Legutko, a tym bardziej stary unijny wyjadacz Saryusz-Wolski, wszak nie kupiony stanowiskami, a który sam do owej Prawicy przeszedł zbrzydzony agenturalną wprost działalnością byłych komilitonów z PO?
Druga strona sceny politycznej znacznie poważniej podeszła do kwestii – bynajmniej nie lekceważy publicystów i dziennikarzy, w pierwszych krokach swego przewrotu eliminując jakąkolwiek różnorodność przez faktyczną likwidację mediów publicznych, a wkrótce potem nieuchronny atak na wątłe nadal prywatne ośrodki medialne. Wszystko to było do przewidzenia i było nie tylko przewidziane, ale i zawczasu rozpoznane i opisane, także przeze mnie. Ile razy domagaliśmy się zgodnego z prawem karania wichrzycieli na zlecenie wrogiego mocarstwa – obojętne, ze wschodu czy zachodu – otwarcie wzywających do obalenia patriotycznego rządu i zniszczenia Polski, tych wszystkich kramków i bachmanów, dających równie agenturalnej opozycji totalitarnej dokładne recepty, jak „wyłączyć państwo”. Nie chcieli słuchać nas, pismaków, to by sobie chociaż przypomnieli słowa prawdziwego autorytetu, wszak doskonale przez siebie znanego i szanowanego, ojca Józefa Bocheńskiego, z którego zaczerpnęliśmy motto dla niniejszego tekstu.
Ze swoim gigantycznym doświadczeniem, także walki z dwoma naszymi odwiecznymi sąsiadami-wrogami, dożył naszych czasów i w 1992 r. drugie wydanie swej świetnej rozprawki „Sto zabobonów” poprzedził specjalnie dla nas, współczesnych skierowaną przedmową, gdzie między innymi ostrzegał:
„Zbyt wielu moskiewskich agentów zachowało w Polsce część władzy. Zbyt wielu ludzi korzących się niedawno przed cudzoziemskimi bredniami zajmuje wysokie stanowiska. Co gorsze, duch kompromisu najgorszego rodzaju zdaje się panować w znacznej części starszej polskiej inteligencji. Wydaje mi się zarazem, że zawleczone z Moskwy głupstwa nie zaginęły w Polsce bez reszty.”
Uczony Ojciec nie sprecyzował, kiedy owe głupstwa zostały z Moskwy do nas zawleczone, można się domyślać, że miał na myśli brednie marksistowskie, ale z kolejnych tomów „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka wynika, że nie tylko musimy tę datę cofać coraz bardziej w głąb naszej historii, co najmniej do czasów przedrozbiorowych, gdy rosyjskie ruble ustalały opinie wpływowych w Rzeczypospolitej ludzi, ale i odnieść te zgubne tendencje także do wpływów z Zachodu. O dziwo, rozkładową robotę czyniły tu ręka w rękę pruski zamordyzm z francuskim „oświeceniowym” rewolucjonizmem. Już za ostatniego władcy Polski, słusznie znanego pod dość frywolnym mianem „króla Stasia”, ducha „kompromisu” sprowadzającego się do całkowitej negacji jakichkolwiek zdolności Polaków do samodzielności intelektualnej i politycznej szerzyły stronnictwa po prostu biorące za to grube pieniądze od przyszłych zaborców. I to regularnie – jurgielt, to wszak zniekształcone niemieckie „Jahre Geld”, czyli płaca roczna, a istotnie niektórzy trudzili się na tym polu latami!
Inny współczesny, Bogu dzięki żyjący wybitny duchowny, mój wielki mentor duchowy, Ojciec Jacek Salij, wielokrotnie zajmował się katastrofalnymi skutkami tych podrywających polskiego ducha u podstaw działań. W swej książce „Patriotyzm dzisiaj” w 2017 r. z goryczą konstatował:
„Podejrzliwość wobec wspólnoty (Ojczyzny, Kościoła, a nawet rodziny) oraz zajmowanie wobec niej postaw rewindykacyjnych i roszczeniowych to nieuchronne konsekwencje błędu indywidualistycznego. Zwolennik indywidualizmu traci zrozumienie dla dobra wspólnego. Człowiekowi zaczyna się wydawać, że wolno mu jak najmniej przejmować się wspólnotą i jej potrzebami. Miłość Ojczyzny wydaje mu się wtedy przesądem z czasów króla Ćwieczka. (…) Odnotujmy jeszcze jedno źródło współczesnego kryzysu patriotyzmu: współcześni Polacy, chyba jak nigdy przedtem, zaczynają przypisywać sobie wszystkie możliwe słabości i przywary, jakie znajdują się w nieżyczliwych stereotypach funkcjonujących na nasz temat w innych społeczeństwach. Wystarczy dowolnego dnia przeglądnąć internetowe komentarze aktualnych wydarzeń w naszym kraju, a dowiemy się, że Polacy (często: Polaczki) to głupole, cwaniaki, złodzieje, niedorajdy, hipokryci, nieudacznicy; Polska to jeden wielki zaścianek, nietolerancja, ksenofobia, korupcja i nie wiem co jeszcze. Bardzo często wśród tych samooskarżeń pojawia się – jako nasza narodowa niemal zbrodnia – zarzut, że jesteśmy narodem katolickim, a co gorsza, do katolicyzmu przywiązanym. Mimowolnie przypominają się słowa Psalmisty: „Przeklinają mnie moim własnym imieniem” (Ps 102,9).”
Od pseudooświeceniowej „walki fraka z kontuszem” za króla Stasia, który widać w duchu kompromisu dołączył do zdrajców z Targowicy, całkiem niedaleko do „pedagogiki wstydu”, jaką od pozornego upadku komunizmu stale nam serwowali spadkobiercy jurgieltników, przedstawiający się jako ci oświeceni i mający prawo do rządów nad nami ciemnogrodzianami. I niestety ów durny duch kompromisu został brutalnie wykorzystany przez wroga polskości-nienormalności, który „zawleczone z Moskwy głupstwa” przekształcił w polityczną broń resetu, co najmniej dla 96 osób z polskiej elity śmiertelną. Teraz, gdy my wszyscy, głosujący na Polskę, staliśmy się dla Tuska „problemem”, bardziej niż szykowana nam zemsta martwi mnie to, że najwyraźniej jesteśmy problemem i dla stronnictwa patriotycznego.
No to jeszcze raz podpowiedzmy, może tym razem ktoś nas posłucha: jak mówił Marszałek Piłsudski, nie ma nic gorszego, niż polityka zygzaków, zostawcie to w diabły i jak w 2015 powiedzcie narodowi jasno – tak, tak, nie, nie!
Inaczej zginiemy wszyscy, bo zginie Rzeczpospolita.