Arnold Schwarzenegger z miną godną jego roli w filmie „Terminator” walczy o klimat poprzez postulat całkowitej rezygnacji z używania paliw kopalnych. Jednocześnie nie wspomina, że przez lata eksploatował luksusowego hummera wypalającego chyba 100 litrów paliwa na 100 km. Wręcz przeciwnie, należy zakładać coraz większy apetyt na posiadanie kolejnych limuzyn przez Arnoldów tego świata.
O ile bowiem teza o wpływie działalności człowieka na globalne procesy klimatyczne nie znajduje wystarczającego oparcia w dostępnych dowodach naukowych, to przecież już wpływ kopcącej fabryki (zatruwającej okolicę całą tablicą Mendelejewa, a nie tylko CO2) na lokalną ekosferę jest już oczywisty i choćby dla własnego zdrowia o przyrodę należy dbać. Jednocześnie dostęp do tanich źródeł energii jest przecież warunkiem rozwoju nie tylko gospodarczego, a realny ekologiczny bilans tzw. źródeł alternatywnych nadal wypada ujemnie. Dogmat o dekarbonizacji służy więc umacnianiu przewag konkurencyjnych krajów bogatych kosztem aspirujących i temu by – jak pokazują protesty we Francji – koszty tego doktrynerstwa ponieśli ludzie, którzy nawet nie marzą o posiadaniu limuzyny.