Gazeta Polska: Oni obawiają się Karola Nawrockiego. Atak metodami rosyjskimi nie był przypadkowy Czytaj więcej!

Późne wnuki Cyrankiewicza

Mamy do czynienia z ludźmi głęboko pogardzającymi zasadami demokracji i wartościami, takimi jak wolność słowa czy niezależność sądownictwa. Do tego mamy u władzy osoby – z Donaldem Tuskiem na czele – kierujące się agresją i swoistą psychologią społeczną – taką, która ma budzić nienawiść i pogardę do największej partii opozycyjnej. Zarówno do formacji, jak i do poszczególnych jej członków i sympatyków.

Cel jest jasny – wyraził to zresztą z charakterystyczną dla siebie szczerością Bartłomiej Sienkiewicz w propagandowym kanale telewizyjnym stworzonym na miejscu dawnej telewizji publicznej. PiS ma zniknąć ze sceny politycznej – powiedział ów antyminister kultury, a obecnie poseł do Parlamentu Europejskiego. Tak, to jest faktyczny cel działań rządu koalicji 13 grudnia i mają na to także wyrażane gdzieniegdzie wprost wyjaśnienie. Otóż ich zdaniem Prawo i Sprawiedliwość próbowało zmienić ustrój, a to jest niewybaczalne. Co więcej – należy zniszczyć partię Jarosława Kaczyńskiego, by w dającej się przewidzieć perspektywie nie mogła dojść do władzy formacja, która zagrozi systemowi postkomunistycznemu. To oczywiście naturalny odruch – jak przystało na koalicję z korzeniami rodzinnymi, biznesowymi, nomenklaturowymi, nie zapominając o tych esbeckich i pezetpeerowskich – z systemu komunistycznego. Podczas pierwszego antykomunistycznego powstania na ziemiach polskich w czerwcu 1956 roku w Poznaniu wyraził to ówczesny premier PRL  Józef Cyrankiewicz: „Każdy (…), kto podniesie rękę na władzę ludową, niech będzie pewny, że władza ludowa tę rękę mu odrąbie”. Wypada przyznać nieco racji POstkomunie – tak rządy Prawa i Sprawiedliwości zmieniały w Polsce system okrągłostołowy i próbowały wydostać kraj z sieci postkomunistycznej, niestety, jak dziś widzimy, nie na długo. Udało się ruszyć Polskę z miejsca ku szybkiemu rozwojowi, ale udało się też przyciąć nieco nienależne przywileje dla postkomunistycznych elit i na przykład sędziowskiej oligarchii. Spór o Krajową Radę Sądownictwa jest właśnie o tym – pod koniec PRL, jeszcze podczas obrad Okrągłego Stołu, gdy było jasne, że system upada i że trzeba zapewnić sobie bezpieczeństwo, reżim Jaruzelskiego uchwalił ustawę o KRS, zapewniając w niej, że władzę sądowniczą będą wybierali sędziowie spośród siebie. Ani społeczeństwo, ani żaden suweren nie będą mieć na to wpływu. Utworzono zatem wyjęty z mechanizmów demokratycznych mechanizm zapewniający całkowite bezpieczeństwo Jaruzelskiemu, Kiszczakowi i całej reszcie komunistycznych zdrajców – nie było wśród sędziów PRL na wysokich stanowiskach ludzi demokratycznej, antykomunistycznej opozycji. Przeciwnie – byli w największym uproszczeniu ludzie Jaruzelskiego i Kiszczaka, ludzie komunistycznych służb specjalnych itp. To był system totalitarny – nie było przypadków, nie było pomyłkowych nominacji. Dlatego zbrodniarze komunistyczni uniknęli kar, dlatego nigdy nie było ukarane wielkie złodziejstwo, jakiego dokonała, uwłaszczając się na majątku państwowym, kadra PZPR, ZSL i komunistycznych młodzieżówek. Dlatego w III RP wykształciła się grupa tzw. elit, które faktycznie stały ponad prawem – chroniła ich kontrolowana w znacznym stopniu przez zależności z systemu komunistycznego „nadzwyczajna kasta”. 
Prawo i Sprawiedliwość zmieniło ustawę o KRS – odrzucając zapisy wprowadzone przez komunistów, gdy upadała ich władza, i wprowadzając demokratyczny mechanizm wyboru władzy sędziowskiej. Demokratyczny – podkreślmy to – czyli taki, gdzie przedstawiciele narodu, wybrani w demokratycznych wolnych wyborach, współdecydują o obsadzie władzy sądowniczej. Nie ma innego – może prócz wyborów powszechnych szefów poszczególnych sądów – dobrego mechanizmu dopuszczającego suwerena do wpływu na działanie trzeciej władzy.  POstkomuna zatrzęsła się wtedy nie tyle z oburzenia, ile ze strachu. Jeśli obóz postkomunistyczny utraciłby kontrolę nad władzą sądowniczą, to mogłoby oznaczać pociągnięcie ich ludzi do odpowiedzialności – nie tyle już za komunistyczne przestępstwa, ale za to, co robili później. Ot, bezkarność elit, zagadkowa pobłażliwość dla niektórych grup przestępczych czy zasada Neumanna dla ludzi PO przestałyby istnieć.  Tak, to był pewien „zamach” na postkomunistyczny ustrój, na podporządkowany układowi jeszcze z Magdalenki wymiar sprawiedliwości. To, co dzieje się dziś – gdy z łamaniem prawa przejęta została prokuratura krajowa, gdy w sposób absolutnie skandaliczny, rodem z systemów totalitarnych, podważa się status powoływanych podczas rządów PiS sędziów – jest gwałtownym „przywracaniem porządku”. A ataki na Prawo i Sprawiedliwość, które mają doprowadzić w zamiarze ich autorów do zniszczenia tej partii, są realizacją tych cytowanych powyżej słów Cyrankiewicza. Każdy, kto podniesie rękę na tę władzę, niech będzie pewny…              

 



Źródło: Gazeta Polska

Joanna Lichocka