Najważniejsze historyczne doświadczenia Polski opierają się na skrajnościach – wzroście potęgi lub osuwaniu się w niewolę. Trzecie, jeśli jest dane, jest marazmem. Jeśli walkę o Polskę przedstawiamy jako jutrzenkę swobody, to pogrążanie się w marazmie zawsze jest przedświtem niewoli.
Zagrała mi mocniej ta myśl po lekturze najnowszego wywiadu z prezesem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyńskim, udzielonego „Gazecie Polskiej”. Szczególnie mocno w tym kontekście przemawiają dwa wątki. Pierwszy wiąże się z tak zwanym kryzysem uchodźczym na granicy polsko-białoruskiej. Drugi z próbą kolonizacji Polski i Węgier przez gremia unijne i presją na osłabienie naszego społeczno-gospodarczego rozwoju. Kompradorskie elity, których liderem, symbolem i idolem znów stał się Donald Tusk, potrzebują Polski jako państwa półperyferyjnego i skolonializowanego. Z tego czerpią legitymizację do władzy, jak również rentę z jej wykonywania. Polska w ich władaniu, Polska jako podwykonawca berlińskich planów geopolitycznych, rynek podległy niemieckiemu kapitałowi i dostarczyciel taniej siły roboczej – to uważają za najlepsze rozwiązanie. I to właśnie nazywają walką o demokrację.