„Ludzie uchylający się od szczepień, jeżeli zachorują na covid, powinni płacić 100 procent kosztów leczenia” – mówi prof. Anna Piekarska. Wtóruje jej prof. Miłosz Parczewski, postulując godzinę policyjną dla niezaszczepionych.
Te popisy członków Rady Medycznej przy Premierze RP dowodzą, że sprawa szczepień nie jest już sporem na argumenty, lecz dzieje się w sferze emocji. Mimo miażdżącej przewagi promotorów szczepień, korzystających z aparatu państwa, administracji i opłacanych mediów, takie wypowiedzi świadczą, że komuś puszczają nerwy. Potwierdzają to sygnały o coraz liczniejszych ograniczeniach, a nawet zastraszaniu osób wyrażających zdanie odrębne i przekazujących informacje falsyfikujące propagandowe tezy. Dotyczy to przede wszystkim lekarzy i dziennikarzy. Nie piszę we własnej sprawie, w związku z zawieszeniem programu „Warto rozmawiać”. Groźne jest, że lekarze, którzy wobec wielkiej operacji dywanowych szczepień mają odwagę zgłaszać wątpliwości, zadawać pytania i wyrażać troskę o bezpieczeństwo pacjentów, wzywani są na przesłuchania do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Izby Lekarskiej (m.in. dr Basiukiewicz, dr Martyka), a profesorowie na uczelniach poddawani są administracyjnym szykanom (prof. Rutkowski).
Nerwowe reakcje, mimo tak wielkiej przewagi, są raczej dowodem słabości i lęku. Gdy człowiek działa w panice, wtedy łatwiej o błąd. Nie można traktować inaczej niż błąd pomysłu szczepienia dzieci albo szczepienia ozdrowieńców po 30 dniach od przebytej choroby. Medycznie te pomysły są bezzasadne, wręcz groźne (skrytykowane przez członków Rady Medycznej), a mimo to szczepionkowa karawana jedzie dalej. Jedzie, przy akompaniamencie optymistycznych statystyk – malejących zakażeń. Nawet rządowym doradcom (prof. Rakowski, prof. Flisiak) wymknęło się, że mamy już odporność populacyjną, bo ozdrowieńcy i zaszczepieni stanowią pewnie ponad 20 mln. Choć oficjalnie takie głosy są ignorowane, teza o masowej odporności przebija się do świadomości Polaków. Coraz mniej lęku, coraz większa nadzieja na skuteczne leki (amantadyna i iwermektyna), coraz mniej chętnych do szczepień i coraz większa odporność (również na propagandę).