Pojawiają się pierwsze sondaże pokazujące to, co wiadomo od dawna – Donald Tusk już żadnych wyborów w Polsce nie wygra, nie będzie więcej premierem. Blisko połowa Polaków wie, że gdyby, nie daj Boże, tak się jednak stało, to będzie im się żyło gorzej.
Zaledwie jedna trzecia wyborców liczy, że może być to dla nich dobre. Co najzabawniejsze – znacząca grupa wyborców PO uważa, że powrót Tuska do władzy oznacza dla nich kłopoty. Wydaje się, że inne partie opozycji zrozumiały, iż marsz z Tuskiem oznacza dla nich wyborczą katastrofę. Dlatego jasne jest, że żadnej wspólnej listy opozycji nie będzie. Można powiedzieć: szkoda, ryzyko powrotu rządów POstkomuny byłoby wtedy zminimalizowane. Bawi jednak, jak za tymi oczywistymi dla obserwatorów polityki diagnozami nie nadążają propagandziści totalnych. Wciąż trwa rwanie szat nad podważaniem pozycji Tuska, brakiem wspólnej listy i „nieodpowiedzialnością” tych, którzy nie chcą się podporządkować skompromitowanemu liderowi PO. „Nieodpowiedzialni” bywają też dziennikarze, którzy zaczęli publicznie zastanawiać się, komu Tusk powinien oddać liderowanie i dlaczego ma to być Trzaskowski. Można kupić popcorn i wygodnie zasiąść w fotelu – widowisko się rozkręca.