Ministerstwo Klimatu i Środowiska ogłosiło sukces. Oto przez Sejm przeszła ustawa tworząca Park Narodowy Dolina Dolnej Odry. Jednak kilka dni później okazało się, że radni miasta Gryfino nie chcą, aby park powstał na ich terenie. Doszło tym samym do głupiej sytuacji. Oto 1/3 terenu parku odmówiła udziału w tym tańcu. Ustawa twierdzi jednak nadal, że siedziba jednostki ma być w Gryfinie. To jeszcze mało. Tak się składa, że tereny, o których zadecydowali radni, podzieliły park na kilka części. Nie dość więc, że park będzie jednym z mniejszych w Polsce, to jeszcze zostanie poszatkowany na co najmniej trzy kawałki. Czy ma to jakiekolwiek znaczenie z perspektywy przyrody? Żadne. Teren i tak został pozostawiony do naturalnej sukcesji i od dekad woła o inwestycje, które jakoś tam nie chcą nadejść. Dlatego projekt parku powstaje bez założeń i planów, bo w zasadzie nie wiadomo, czego należałoby oczekiwać. Nie odpowiedziano na najprostsze pytania: co chcielibyśmy chronić i przed kim? Na dzisiaj nie zrobiono nawet inwentaryzacji fauny i flory, więc za jakiś czas, gdyby ktoś chciał sprawdzić skutki podjętej ochrony, to i tak nie będzie miał do czego się odnieść. Wszystko jest więc jednym wielkim absurdem. Misiem na miarę naszych możliwości. Parkiem, który nie wiadomo w jakim celu powstaje, więc nie trzeba się obawiać, że ktoś o niego zapyta.
Powstanie instytucja, na którą wydamy miliony złotych i która będzie jedynie przeżerać pieniądze. Może być jeszcze śmieszniej w wypadku weta. Wtedy Paulina Hennig-Kloska zapowiada, że park powoła rozporządzeniem. Będzie to pierwszy taki przypadek w historii. Nie wiadomo, czy ostatni. Jak Paulina Hennig-Kloska się rozkręci, to ustanowi parki narodowe wszędzie, gdzie będzie chciała. Polska zaczyna przypominać mem.